niedziela, 10 maja 2015

9.

Wieża Eiffla skąpana w paryskim słońcu była punktem w który wgapiałam się cały czas kiedy to siedziałam na drewnianej ławce w parku razem z Lou i Eleanor kiedy czekałyśmy aż reszta zrobi sobie zdjęcie z rozkrzyczanymi fankami. W ręku trzymałam kubek parującej kawy z francuskiego Starbucksu którą przyniosła mi El.  Osoby obok mnie co jakiś czas wybuchały śmiechem jednak że nie przywiązywałam zbytniej uwagi do ich dialogu.  Niesamowicie wysoka budowla znajdująca się przede mną całkowicie mnie zaabsorbowała. Paryż był niesamowicie otwartym i ciepłym miastem. Niesamowicie było się obudzić rano wtulona w puszystą biało niebieska pościel  i ujrzeć za oknem błękitne niebo i piękne słońce. Nawet boczne uliczki przez które przechodziliśmy podążając do centrum tętniły życiem. Chciałam się nauczyć języka francuskiego i bywać tu częściej. Żeby Harry mnie tu jeszcze zabrał...
  -Podoba ci się?- z pięknego świata marzeń i zadumy wyrwał mnie mój kędzierzawy chłopak stojący tuż za mną. Kiwnęłam tylko głową nie odrywając wzroku od budowli. Dopiero gdy jego ręce spadły na moje ramiona odwróciłam głowę spoglądając na niego. Jego zielone oczy błyszczały niczym dwie piękne gwiazdy a dołki w policzkach powstałe w wyniku jego szerokiego uśmiechu były wyraźnie zauważalne. Loki niesfornie opadały na czoło przez co jedna dłonią stale je poprawiał. Był perfekcyjny. Spoglądał na mnie ósmy cud świata.
  -Paryż jest piękny. - szeroki uśmiech zagościła na mojej twarzy kiedy znowu wlepiłam wzrok w słynną paryską budowlę, pociągając łyk kawy. Tak to zdecydowanie moje miasto. Londyn jest ładny i ma swój urok ale fakt iż ciągle tam pada a słońce wychodzi od święta jest przygnębiający. Poważnie Londyn miastem depresji, przynajmniej ja tak sądzę.
  Podniosłam się z drewnianej ławeczki i strzepałam z siebie niewidzialny pył który to miał znaleźć się na mojej miętowej spódniczce po tym jak usiadłam na ławce. Z nadzieją iż nie jest to ostatni raz spojrzałam na fascynującą budowlę odwróciłam się i ruszyłam w drogę powrotną do hotelu podczas kiedy bożyszcze nastolatek czyli ta piątka idiotów poszła do jednego z francuskich radiów.
  Brak jakiegokolwiek zajęcia coraz bardziej mi doskwierał. Kolejną godzinę spoglądałam w sufit i tylko na 15 minut udało mi się zasnąć. Internet nie działał więc nie miałam najmniejszej możliwości skontaktowania się ze światem. Długą chwilę spoglądałam na Paryż z balkonu. Wbrew pozorom spokojne miasto tętniło życiem. Turyści przechodzili uliczkami zwartymi grupami, z wyraźnym podziwem dla miasta lub może dla hotelu w którym się zatrzymaliśmy, mieszkańcy przechodzili szybko nie przywiązując do tego większej wagi prawdopodobnie było to spowodowane tym, że jest to po prostu ich codzienność, kilka dziewczyn wyczekiwało pod hotelem prawdopodobnie w oczekiwaniu na chłopaków. W sumie był to zwykły prosty wakacyjny dzień. Dla mieszkańców Paryża codzienność, dla turystów przygoda, dla tych fanek dzień w którym miały by spełnić marzenia a dla mnie.... dla mnie to kolejny dzień kiedy nie jestem pewna tego co robię i tego co się dzieję wokół mnie. Dodatkowo od kilku dni nie miałam przyjaciółki i nie wiem co się dzieje z Alex.
  Pukanie do drzwi zakłóciło moje rozmyślenia na temat mojej drogi życiowej i tego do czego zmierzam pozostawiając po sobie jedynie jeden pewny wniosek że we wrześniu muszę wrócić do szkoły.
  -Proszę.-wykrzyknęłam z drzwi balkonowych.
  W pokoju pojawiła się niewysoka blondynka z wielkim uśmiechem na twarzy.
  -Umm... Charlie chcesz żebym Cie uczesała?- zapytała niepewnie kobieta a moje brwi w tym samym czasie złączyły się w jedną.
  -Ale po co?
  - Musimy się powoli zbierać na wieczorna galę. - odparła jak by to była najbardziej oczywista rzecz na świcie.
  -Nie wiem czy chcę tak dziś iść.-odparłam z wyraźnym wahaniem. Nie wiedziałam czy świat piszczących fanek, fleszy, dziennikarzy i kamer był moim miejscem. To Eleanor zawsze chciała zostać światowej sławy modelka promującą największe marki i chodząca po wybiegach najbardziej znanych projektantów świata. To było jej marzenie, ja zawsze widziałam siebie w laboratorium lub oddziale dziecięcym w szpitalu. No przy najmniej do śmierci rodziców bo potem to już chyba nie.
  -Nie opowiadaj mi tu za 10 minut masz być u mnie w pokoju wyczarujemy ci takie cudo na głowi że Harry'emu szczęka opadnie...- mówiła a raczej skrzeczała udając diwę z pierwszych stron podrzędnych szmatławców która to nie przyjmuje odmowy co szybko wywołało mój śmiech.
  -...i nie przyjmuję żadnego sprzeciwu!- dodała kiedy usiłowałam otworzyć usta aby cokolwiek powiedzieć.
  Opadłam na pobliski fotel w geście poddania się i pokiwałam tylko głową co prawidłowo odczytała jako zgodę na jej postawę  i szybko klasnęła w dłonie odwracając się z wielkim uśmiechem na jej ustach pomalowanych akuratnie na krwisto czerwoną szminkę.
  -203!- krzyknęła jeszcze z za zamykających się już drzwi hotelowego pokoju.
  Zamknęłam twarz w dłoniach oddychając płynnie i głęboko w bałaganie myśli i mieszanych uczuć nad którymi wbrew mojej woli władze przejmował strach. Strach przed reakcją innych ludzi na moją osobę. Fanek, dziennikarzy i reszty ferajny, poczucie że właśnie ładuję się niepotrzebnie z buciorami do tego bałaganu nie dawało mi spokoju od kilku dni. Zebrałam się w sobie po czym ruszyłam w stronę ogromnej szafy której nie zapełniłam nawet w połowie bo było to chyba nie realne. Wyjęłam z niej czarno białą sukienkę którą uważałam za najlepsza wieczorową i reprezentacyjna kreację jaka posiadałam oraz czarne szpilki które nie wyróżniał się niczym szczególnym po za nieziemska wygodą.
  Winda wywiozła mnie na kolejne piętro abym mogła w gąszczu pokoi odszukać drzwi z wcześniej mi podanym numerkiem 203. Nie zajęło mi to dużo czasu jednakże musiałam przemierzyć cały fioletowy korytarz  mijając przy tym niezwykle głośną parę opuszczającą swój apartament.
  Zapukałam w drzwi tak delikatnie jakoby miały się zaraz rozsypać w drobny mak. Szybko usłyszałam pozwolenie na wejście do pomieszczenia i nacisnęłam klamkę. W równie pięknym co mój pokoju siedziała już Eleanor a Lou biegała wokół niej z prostownicą co rusz wpinając kolejną wsuwkę tak że w końcu uzyskała coś na kształt koka. Przypominała mi mamę w tym upięciu i myślę że kiedy ona zobaczy w lustrze swoje odbicie też o niej pomyśli.
  -No to co teraz kolejna. Charlie zapraszam na mój wyjątkowo nieprofesjonalny fotel fryzjerski. - blondyna gestem ręki wskazała na czerwone krzesło. Pozostawiłam sukienkę na łóżku a buty zaraz obok i usiadłam na krześle.
  - To co masz jakiś pomysł jak bym mogła Cie uczesać.
  -Myślę że wszystko w twoich rękach. - wydukałam.
  -To samo usłyszałam 40 minut temu od twojej siostry.- roześmiała się chwytając pasmo moich włosów.
  - Co rodzina to rodziną nie młoda?- wtrąciła się do rozmowy El która akuratnie wyszła z łazienki.
  Kiwnęłam głową puszczając jej oczko. Czułam się źle. Moja siostra była człowiekiem który lgnął do ludzi zresztą ze wzajemnością a ja... zawsze zamykałam się w kręgu znajomych kilku osób z którymi miałam prawdziwy kontakt reszta świata była jak po drugiej stronie przepaści. Bezpiecznej przepaści, bo ludzie ranią w mgnieniu oka wbijają sztylet w serce nawet nieświadomie. Ci bliscy natomiast znają granice wytrzymałości i wiedzą jak wiele jestem w stanie wytrzymać. Dlatego mały mostek na druga stronę przepaści był tak rzadko używany tylko wtedy gdy czegoś potrzebowałam.
  Granatowe paznokcie właścicielki blond loków wybiły mnie z zamyślenia, przypominając że w pokoju wciąż znajdują się dwie inne osoby.
  -Słuchasz mnie w ogóle?
  - Przepraszam. - odparłam szybko wzruszając ramionami.
  - Zapytałam czy wolałabyś rozpuszczone czy jednak całkowicie upięte?- powtórzyła swoje wcześniej zadanie pytanie.
  -Rozpuść.- odpowiedziałam a później skleciłam najbardziej szczery uśmiech na jaki było mnie stać w aktualnej chwili i wróciłam do myślenia. Nie wiem co się ze mną dzieje ale Paryż ma zarówno dobry jaki i zły wpływ na mnie. Skłaniał mnie do zbyt wielu rozmyśleń i na pewno nie byłam sobą. Musiałam się wziąć w garść i przestać tyle myśleć to wyzwalało moje najgorsze strony, słabość której nie chciałam.
  Stylistka  co rusz przechodziła z jednej strony na drugą machając mi prze oczami lokówką, kolejne pasma formowały się w dość pokaźnych rozmiarów spiralki a na moich ustach gościł delikatny uśmiech zadowolenia. Kiedy w końcu odłożyła gorąc sprzęt zaczęła zaplatać coś na mojej głowie co w efekcie okazało się czymś na kształt warkocza albo może nie. Mimo wszystko efekt końcowy był zadowalający.
  Minuty się dłużyły a biedna kobieta o niebieskich oczach chodziła wte i we wte nie mogąc doczekać się na piątkę chłopaków których musiała ubrać na dzisiejsze przyjęcie. Spóźniali się dobre pół godziny i nie było to ani na ich korzyć ani jej. Było mi jej żal widać że przykłada się do swojej pracy z największą precyzją to co im naszykowała współgrało ze sobą idealnie.
  Wróciłam do pokoju przebrać się. Nie było sensu robić tego tak dużo czasu przed wyjściem a kiedy chłopaki wpadli zdyszani prostu z samochodu był tam zbyt wielki gwar abym mogła zmienić ubranie w spokoju. Kiedy biało- czarna sukienka zawisła na moim ciele a moje stopy umiejscowiłam w czarnych czółenkach zjechałam spokojnie do holu. Zajęłam miejsce niedaleko windy bym bez problemu mogła zobaczyć resztę grupy kiedy zapewne w wielkim pośpiechu z tam tond wyjdzie.
  Przyglądałam się ludziom przechodzącym mi przed oczami powtarzając sobie przy tym jak mantrę "Jesteś Charlie do jasnej cholery i dasz radę". To było moje motto na dzisiejszy wieczór którego pomimo wszystko się obmawiałam.
  Czarna limuzyna spowalniana była przez tłum fanek biegających z każdej strony. Pukały do okien, stawały przed maską a przede wszystkim przeraźliwie piszczały.
  Jako ostatnia postawiłam swoją stopę na czerwonym dywanie. Zaraz za mną jej drzwi zostały zamknięte, po czym kierowca nacisnął pedał gazu i odjechał. Harry szybko znalazł się przy mnie obejmując mnie w talii Szłam nie pewne stawiając kroki jak bym miała zaraz się przewrócić i uciec przed tymi wszystkim ludźmi.
  -Nie denerwuj się.- usłyszał cichy szept mojego chłopa. Nie chciałam tam stać wszystkie zdjęcia które zostały zrobione mnie przytłaczały a kolejne pytania Harry'ego o nasz związek zdawały się być niekończące. Byłam w centrum za interesowania, dziesiątki par oczu spoglądały w moją stronę, dokładnie lustrując moją postać i prawdo podobnie już przypinając mi plakietkę z napisem fajne, nie fajna lub ok. To nie mój świat. Wszyscy tu są okrutni a jednocześnie fałszywie mili, traktują cie z szacunkiem by zaraz potem zrównać cie z błotem metr dalej z inną osobą.
  -Harry ja nie dam rady.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz