poniedziałek, 23 listopada 2015

12.

 
PIOSENKA

- Tito, uspokój się! To tylko Alex. - wykrzyknęłam na psa, który za wszelką cenę nie mógł przyswoić sobie, że moja przyjaciółka to ta dobra. Zwierzak warknął po cichu i podążył w kierunku jego ulubionej miejscówki, jaką była kanapa w salonie. Dziewczyna natomiast skręciła zupełnie w przeciwnym kierunku i podążyła w kierunku kuchni gdzie zastała nieokiełznany bałagan.
  - Matko kochana, Charlie, co ty robisz? - wykrzyknęła stając w progu pomieszczenia.
  - Piekę ciasteczka owsiane. - odpowiedziałam zadowolona, prześlizgując się pomiędzy futryną a niebieskooką. Zrobiła zdziwioną i usiadła przy blacie uważnie przyglądając się każdemu mojemu ruchowi. Z rozwagą nakładałam masę na blaszkę, kiedy zadzwonił alarm sygnalizujący, iż wcześniejszą partię powinnam już wyciągać.
  - Alex, tam są rękawiczki zabierz je i wyjmij tamtą partię. - posłała mi zdziwioną minę, ale ze świadomością, że każda minuta w piekarniku grozi spalenie szybko wykonała moje polecenie. Chwilę potem ja umieściłam porcję na miejscu poprzedniej i zabrałam się za staranne przekładanie wypieków na talerz.
  - Co Ci się stało? Ty nigdy nie lubiłaś bawić się w kucharkę. - zapytała mnie wreszcie. Wzruszyłam ramionami. Odkąd Elenaor wyjechała nie miałam oporów przed wykonywaniem prac domowych. Zdarzało mi się nawet gotować coś po za wodą na herbatę malinową, którą w porze jesienno- zimowej pochłaniałam hektolitrami.
  - Tak jakoś....- dopowiedziałam tylko i zabrałam się za sprzątanie nie lata bałaganu, który udało mi się zrobić. Moja przyjaciółka bez słowa miejsce przy zmywarce i zaczęła starannie układać naczynia, które co rusz jej podsuwałam. Na koniec wyjęłam ostanie ciastka i ułożyłam w wielkiej misce gdzie znajdowały się pozostałe.
  - No... teraz możemy iść oglądać te filmy. Co wypożyczyłaś? - zapytałam zadowolona trzymając pyszności w rękach.
  - Miałam ochotę na horror, ale wiedziałam, że oczywiście ci się to nie spodoba, więc wzięłam jakieś komedie. - prychnęłam wiedząc, jakie brunetka ma szczęście w wybieraniu filmów. Rok temu, kiedy spotkałyśmy na oglądanie filmów też wypożyczyła jakąś komedię, która nawet obok tego gatunku pewnie nie leżała. Film opowiadał o wielkiej ośmiornicy, która napadła na helikopter wycieczkowy. Teraz też mogę się spodziewać wszystkiego, ale mimo tego w ciszy zabieram płyty z małej półeczki stojącej w przedpokoju i wkładam jedną z nich go odtwarzacza, po czym zasiadam pomiędzy niebieskooką i moim pupilem. Próbuję jednego z moich eksperymentalnych wypieków, który okazuje się naprawdę smaczny.
  Przez kolejne sześć godzin pochłonęłyśmy pięć blaszek moich słodkości, dwa kartony soku bananowego oraz obejrzałyśmy trzy filmy, które tym razem naprawdę były komediami, nie do końca zbyt ambitnymi, ale mimo to dało się je oglądać.
  Dziewczyna dopiła sok ze szklanki i podniosła się zamaszyście z kanapy, którą przez ostatnie kilka godzin opuszczała tylko dwa razy w celu skorzystania z toalety.
  - Muszę lecieć. - oznajmiła - Jezus przez najbliższy miesiąc nie chcę widzieć nic słodkiego. - dodała i ruszyła  w kierunku wyjścia.
  Po pożegnaniu się z Alex i ówczesnym posprzątaniu niewielkiego bałaganu, jaki stworzył się w salonie zapięłam smycz do obroży na szyi zwierzaka i wyszłam z domu. Co dziennie wieczorem wyprowadzałam Tito na krótki spacer. Tym razem jednak zafundowałam mu troszkę dłuższą podróż po mieście, bowiem szliśmy w konkretne miejsce, jakim był dom pana Stylesa.
  Gdy dotarliśmy na miejsce szybko wyjęłam klucze z kieszeni i wślizgnęłam się do środka. Ruszyłam w powolną przechadzkę po każdym pomieszczeniu, jakie było w domu poczynając od salonu, kuchni, przez sypialnie gościnne aż do pokoju Harry'ego. Położyłam się na białej pościeli i momentalnie poczułam jak otacza mnie zapach chłopaka, którego nie widziałam już od dwóch tygodni a samotność, co raz bardziej zaczynała mi doskwierać. Krótkie rozmowy przez telefon z lokowanym czy z moją siostrą miały miejsce codziennie a mimo to wszyscy tam byli zajęci na tyle, iż nie mięli czasu rozmawiać ponad to dzieliła nas różnica czasowa i kiedy oni mogli zadzwonić ja byłam w szkole. Kiedy ja miałam czas oni pracowali. Tito umiejscowił się obok mnie a swoją głowę ułożył na mojej nodze.

*perspektywa Harry'ego* 

  Wykręciłem numer do Charlie nie zastanawiając się głębiej nad różnicą czasu i nad tym, że w słuchawce usłyszę jej zaspany głos, przez co od razu zacząłem mieć wyrzuty sumienia, iż ją wyrwałem z krainy snów. 
  - Halo! Hej. - usłyszałem niewyraźne powitanie. Zawsze, kiedy słyszałem jej przywitanie uświadamiałem sobie, że tęsknię za nią i jej ton głosu też taki się wydawał. 
  - Um.... przepraszam, że cię obudziłem. - odpowiedziałem szybko.
  - Nic się nie stało... zasnęłam u ciebie. - powiedziała już wyraźniej a na moje twarzy pojawił się uśmiech na myśl, że jest w moim domu. 
  - Przepraszam, muszę się zebrać do domu. - dodała szybko. 
  - Zwariowałaś! ty tam masz przecież środek nocy. Masz nie iść teraz do siebie. -podniosłem się z siedzenia i powoli ruszyłem w kierunku wyjścia na scenę gdzie fani czekali na koniec nasze przerwy.   - Dobra noooo.... - zaśmiała się. 
  - Okey właściwie to chciałbym żebyś coś usłyszała. - zmieniłem temat świadom, że za 30 sekund muszę wyjść z za sceny. 
  - Dobra. - usłyszałem zaciekawienie, przez co byłem zadowolony z siebie. 
  - No to chodź wchodzimy na scenę! - krzyknąłem, po czym wybiegłem zaraz za Niallem.
  Pisk rozległ się w całej arenie. Zająłem miejsce na brzegu sceny a telefon umieściłem obok siebie. 

*perspektywa Charlie* 

Right now 
I wish you were here with me....

  Słowa piosenki rozbrzmiały w mojej słuchawce, co wywołało u mnie dwojaką reakcję. W oczach pojawiły się łzy a na ustach pojawił się uśmiech. Lokowany chłopak często nucił mi w trakcie rozmów fragmenty Right Now nigdy natomiast jeszcze nie wymyślił czegoś takiego. Chłopak powziął sobie za cel wynagrodzenie i uzupełnienie mi jego nieobecności, co póki, co mu się udawało. To było nawet urocze, ale po takiej rozmowie tęskniłam jeszcze bardziej. 
  Zaraz po zakończeniu utworu, Harry rozłączył się bym chwile potem mogła dostać sms, w którym przeprasza i pisze, iż musi kontynuować koncert. Ja natomiast zawinęłam się w jego kołdrę i delikatnie głaszcząc futerko zwierzaka obok mnie powróciłam do jednej z moich ulubionych czynności w ostatnim czasie- snu. 
  Potworny ból głowy wyrwał mnie z błogiego stanu. Szybko zwlekłam się z łóżka i ruszyłam w kierunku poszukiwania miejsca gdzie mój chłopak przechowuje lekarstwa. Kilkanaście półek, które przeszukałam nie przyniosło mi zamierzonego skutku i niestety nie znalazłam towaru, który był mi teraz na miarę złota. 

  Zaścieliłam łóżko i zabrałam swoje rzeczy i razem z Tito ruszyłam w kierunku mojego domu. Ta sama ścieżka wydawała się być dwa razy dłuższa przez moje obecne samopoczucie. Po przejściu przez drzwi uwolniłam psa, który poszedł swoimi ulubionymi ścieżkami domu ja natomiast ruszyłam w kierunku małej półeczki mieszczącej się w kuchni, gdzie znajdowały się wszystkie leki przeciwbólowe. Po przełknięciu ohydnego proszka i szybkiej kąpieli już w piżamie wróciłam do łóżka. Mama zawsze mówiła, iż sen jest lekarstwem na wszystko a ja miałam nadzieję, że i tym razem będzie to moje lekarstwo. 




***

Hej kochani ;>
Zostawiam was z dwunastką, dosyć krótką ale w miarę przystępną. Bez większego biadolenia zachęcam do zostawienia jakiegoś komentarza. Zapraszam was na wattpada gdzie możecie poczytać inne z moich wypocin. 
Pozdrowionka i do następnego!
Mila ;>



poniedziałek, 19 października 2015

11.

  Wszystko co dobre jest niezwykle ulotne a krótkie oderwanie od przytłaczającej rzeczywistości sprawia że realia przytłaczają jeszcze bardziej. Tak też się stało w moim przypadku, wróciłam do domu, wysłuchałam kolejnych pretensji Alex, która to twierdziła, że popełniam największy z możliwych błędów spotykając się z Harrym i paniki na temat tego, iż za niedługo będę taka sama jak oni. Mimo chwilowych zwątpień nadal jednak chciałam być z Harrym, tak też było i zdecydowanie byłam szczęśliwa.
  Miesiąc później trafiłam znów do szkoły. Prywatne liceum w centrum miasta za które płacił Louis było jednym z najgorszych miejsc do jakich mogłam zostać wrzucona. Nauczyciele na każdym kroku potrafili podkreślić, że moje oceny są poniżej normy a jestem tam tylko dlatego, że wspaniały pan Tomlinson pokrywa nie małe koszty mojej edukacji.
  Deszcz padał nieprzerwanie od tygodnia a ja wyjątkowo wracałam autobusem ze szkoły. Kopałam w liście leżące na chodniku, brudząc przy tym swoje buty ale jakoś nie bardzo się tym przejmowałam. W domu zastałam koszmarny zgiełk, moja siostra biegała z góry na dół zbierając wszystkie potrzebne jej rzeczy a Louis tylko ją zapewniał, że w razie czego mogą coś dokupić na lotnisku czy już na miejscu. Przywitałam się cicho zdałam dwudaniową relację jak było w szkole po czym udałam się szybko do mojego pokoju. Kilka łez spłynęło po moich policzkach, ale szybko je otarłam by zaraz potem wyjątkowo jak na mnie otworzyć zeszyty z zamiarem zrobienia zadań domowych. Prawdopodobnie była to ostatnia czynność jaką w normalny dzień jaką zaczęła bym robić. Jednak jutrzejszy wyjazd Harry'ego i zespołu do stanów nie czyni tego dnia wesołym. Pierwsza część trasy zaczyna się właśnie tam a ja muszę przeżyć bez niego około 3 miesięce. Kędzierzawy zabiegał o to żebym ja też mogła pojechać mimo to nie zgodził się nie tylko Louis ale i zarząd zespołu.
  Czynność przerwałam dopiero wtedy gdy do moich uszu dotarł cichy dźwięk otwieranych drzwi. W progu stanął nie kto inny jak lekko przygaszony lokowany chłopak o zielonych oczach, który w ostatnim czasie dbał o mnie jak o swój własny skarb.
  - Hej. - wychrypiał cicho na przywitanie.
  - Cześć. - odpowiedziałam mu pospiesznie po czym podeszłam do niego aby się do niego przytulić.
  - Zbieraj się. - oświadczył puszczając mnie i posyłając mi swój zachęcający uśmiech. Wyłożył się na łóżku.
  - Gdzie idziemy?- zapytałam.
  - Oczywiście Char że ci nie powiem. - odparł udając oficjalny ton.
  Sala kinowa zdążyła opustoszeć za nim my dwoje zebraliśmy się do wyjścia. Komedia romantyczna która nie podobała mi się w ogóle ostatecznie sprawiła, iż zapomniałam o fakcie jakim było to że lokowanego chłopaka nie będzie ze mną przez kolejne trzy miesiące które ma spędzić za oceanem. Nie pierwszy raz zostaję sama w domu, jednak pierwszy raz na tak długo ponieważ Eleanor zwykle nie wyjeżdżała na aż tak długi okres.
  Zwykle droga z kina do domu trwa około dwudziestu minut, nie przypuszczałam, iż może ona zająć godzinę a i tak nie skończyłam w swoim domu ale u Harry'ego.  Zaraz po przekroczeniu progu mieszkania, uderzyła mnie pustka i cisza jaka tam panowała. Nie chciałam żeby jechał, nie byłam pewna czy uda mi się tam polecieć a jeśli nie, oznaczało to trzy miesiące rozłąki.
  Cisza zawisła w powietrzu kiedy oboje wpatrywaliśmy się w śnieżno biały sufit.
  - Nie leć. - poderwałam się z miejsca jakie zajmowałam, szybko siadając naprzeciwko mojego zielonookiego towarzysza i spoglądając mu prosto w oczy. Smutny uśmiech wkradł się na jego usta by dopiero po chwili odpowiedzieć.
  - Wiesz że muszę? - kolejna chwila ciszy wkradła się do naszej rozmowy by po chwili chłopak obdarzył mnie mocnym uściskiem. Malinowe usta przywarły do moich w gwałtownym pocałunku który zdawał się nie mieć końca. Moje dłonie powędrowały mimowolnie w kierunku, paska jego spodni ale gdy tylko złapałam za jego sprzączkę duże dłonie spoczęły na moich. Przerwał pocałunek i splótł palce w naszych dłoniach. Czułam jak rumieniec wypływa na moją twarz dlatego też spuściłam wzrok w dół i przysiadłam na nogach. Zielonooki usiadł w ten sam sposób co ja, cały czas lustrując mnie wzrokiem.
  -Przepraszam. - wykrztusiłam w końcu, najciszej jak to tylko możliwe, wlepiając wzrok w błękitną pościel. Przez chwilę zapanowała między nami głucha cisza, podczas kiedy nie wiedziałam co mam powiedzieć bądź zrobić. Lokowany wyciągnął jedną dłoń z uścisku by złapać mnie za podbródek i podnieść moją głowę i skierować mój wzrok w jego kierunku. Uśmiechnął się przelotnie.
  - Zostawmy sobie na czas po powrocie... przepraszam Charlie, ja po prostu nie chcę się tak żegnać. - wychrypiał cicho i złożył pocałunek na moim czole.
  - Chyba powinnam się zbierać. - zerwałam się szybko z zajmowanego miejsca i ruszyłam w kierunku drzwi. Coś jednak zatrzymało mnie zanim przebyłam choćby połowę drogi do drzwi.
  - Nie tak prędko. - wyszeptał. - Nie myślisz chyba, że gdziekolwiek pójdziesz biorąc pod uwagę że jutro wylatuję. -  dodał i pociągnął znów w kierunku wielkiego łóżka, które zajmowaliśmy wcześniej.
  Ciemność panowała w pokoju, kiedy oboje leżeliśmy próbując zasnąć. Ostatni chwile spędzone rzazem, wydawały się uciekać przez palce jak piasek. Nasze oddechy mieszały się ze sobą tworząc pozornie spokojną atmosferę.
  - Właściwie to mam do ciebie jeszcze prośbę... - powiedział lekko sennym głosem.
  - Pani Blake będzie tu doglądać wszystkiego, ale mimo wszystko chciałbym abyś ty też odwiedzała to miejsce raz za czas... - wytłumaczył.
  - Obiecuję, że będę. - odpowiedziałam szybko kiwając głową. Chwilę później zapanowała już cisza a ja wsłuchiwałam się w miarowe oddechy chłopaka, który kurczowo trzymał mnie w swoich ramionach.
  Głośny dźwięk telefonu rozbrzmiał w pomieszczeniu wyrywając nas z krainy morfeusza. Duża dłoń Harry'ego szybko spoczęła na urządzeniu i mimochodem wylądowała na zielnej słuchawce. Głośny krzyk jaki z niej dobiegł podniósł nas obije do pionu.
  - Gdzie do cholery jest Charlie?! - Louis krzyczał.
  - Dlaczego krzyczysz? - zapytał lokowany spokojnie, spoglądając na mnie z pytającą miną.
  - No gdzie ona jest?! - odpowiedział dwudziestotrzylatek, wyjątkowo stanowczym tonem.
  - Jezu Lou nie krzycz że tak, siedzi obok mnie.- wydukał lokowany.
  - Dlaczego nie wróciła na noc?- wyrzucił z siebie wyjątkowo oskarżycielskim tonem. Cisza jaka zapanowała na linii była krotka ale zdążyliśmy z Harrym wymienić spojrzenia. Przerwała ją nasz głośny śmiech. Zabrałam aparat z dłoni chłopaka i napełniłam płuca dużą dawką tlenu.
  - Louis czy ty mógłbyś się uspokoić? - zapytałam. - bo powili zaczyna mi działać na nerwy twoja nadopiekuńczość. - dodałam szybko.
  - Nieważne, nie zgadzam się abyś u niego nocowała. - wyobraziłam sobie ton głosu mojego prawdziwego taty i aż zachciało mi się śmiać. Ojciec był zawsze przewrażliwiony na moim puncie ale zdecydowanie było to misze uczucie aniżeli, zachowanie Tomlinsona.
  - Bo? - odparłam znudzona.
  - Bo jesteście ze sobą za krótko, żeby ze sobą sypiać! Ufałem ci Styles. - wydukał a my jak na zawołanie wybuchliśmy śmiechem.
  - O co wam chodzi? - odpowiedział wyraźnie zdezorientowany.
  - Boże chłopie, naprawdę myślisz, że zaciągnąłem ją do łóżka przy pierwszej lepszej okazji? -zakpił zielonooki. - Jeśli tak, to okey teraz wyjaśniam, uwaga, uwaga otóż nie. Znamy się już tyle czasu, nie wiesz że najlepsze zostawiam na koniec. - nonszalancka odpowiedź Harry'ego sprawiła iż od jego głowy odbiła się biała poduszka.
  - Na koniec to znaczy, po ślubie? - zapytałam siląc się na powagę. Uśmiech zszedł z jego ust a strach zawitał do jego oczu.
  - Eeeee.... no tak Char do ślubu. - odpowiedział, niepewnie.
  - Boże, głupi jesteś. - zaczęłam się śmiać i obdarowałam go krótkim pocałunkiem w policzek.
  - Dobra Louis, mam nadzieję że już przestałeś panikować. Widzimy się za półtorej godziny. - loczek zakończył, rozmowę i całą uwagę przeniósł na mnie.
  - Głodna? - zapytał z entuzjazmem.
  - Zdecydowanie tak! - odparłam, podnosząc się z zajmowanego miejsca.
  Słodki zapach naleśników i kawy roznosił się po całej kuchni, kiedy my konsumowaliśmy posiłek w pełni przygotowany przez chłopaka, który nawet na chwilę nie pozwolił podejść do kuchni.
  - Styles! - podniosłam się z nad talerza - ty umiesz gotować! - powiedziałam z pełną powagą, po czym wkładam sobie do buzi kolejną porcję waniliowej pyszności do ust.
  - No widzisz. Mogę zostać twoim kucharzem. - wydukał z dumą i pełnymi ustami.
  - Żeby być moim kucharzem musiałbyś tutaj być. - powiedziałam by dopiero po chwili dotarło do mnie to co właśnie powiedziałam i to że za nie długo chłopaka już nie będzie.
  Zmywanie naczyń niestety spadło już na mnie. Podczas kiedy loczek poszedł ubrać się na podróż ja posprzątałam cały bałagan jaki spowodowało przyrządzanie posiłku.
  Durze ręce oplotły mnie w pasie a tors chłopaka przywarł do moich pleców zamykając całkowitą przestrzeń pomiędzy nami.
  - Nie martw się. Będziemy w kontakcie. Na przełomie października i listopada masz przerwę w szkole, przylecisz. Zobaczysz że ten czas szybko przeleci. - próbował mnie pocieszyć ale bez przekonania. Mimo to pokiwałam głową na znak przyjęci słów do siebie  i odwróciłam się stając przodem do niego. Nie wiele się zastanawiając przywarłam wargami do jego ust chcąc przekonać siebie iż ten czas wcale nie będzie się tak ciągnął.
  Wielkie okno przede mną otwierało widok na panoramę miasta i pasy startowe.
  - To co Char.... na razie. - wydukał Louis, obejmując mnie na pożegnanie. Eleanor wycałowała mnie i wytłumaczyła wszelkie zasady postępowania w czasie ich nieobecności. Zayn pożegnał się ze mną wyjątkowo wylewnie jak na niego. Po zaproszeniach do Stanów ze strony Liama i Nialla przyszła kolej na ostatnie pożegnanie z Harry'm.
  - No cóż.... do zobaczenia Styles. - wydukałam cicho. Zielone oczy zlustrowały mnie by chłopak mógł zamknąć jakąkolwiek przestrzeń pomiędzy nami w pożegnalnym pocałunku. Próbowałam zapamiętać każdy szczegół. Odsunął się dopiero wtedy, kiedy oboje poczuliśmy potrzebę napełnienia płuc powietrzem.
  - A jeszcze jedno... ktoś czeka na ciebie w domu. - powiedział a na jego twarzy zagościł uśmiech.
  - Kto? - zapytałam zdziwiona.
  - Przekonasz się. Spokojnie to nic strasznego. - dodał zadowolony.
  - Dobra Char... muszę iść. - dodał, i ucałował mnie delikatnie w czoło.
  - Do widzenia.
  - Do zobaczenia.
  I już go nie było. Zniknął za wielkimi drzwiami, a ja zostałam w Londynie sama. Jedna łza potoczyła się po moim policzku ale szybko ją starłam, powtarzając sobie iż przecież chłopak wróci.
  Na lotnisku zostałam do czasu aż nie zobaczyłam jak biała maszyna wzbija się w górę, zabierając tym samym chłopaków za ocean.
  Głucha cisza panowała w domu kiedy przekroczyłam jego próg, po zahaczeniu o przystanek jakim byłą kuchnia podążyłam do punktu docelowego jakim był mój pokój. Kiedy otworzyłam drzwi moim oczom ukazało się łóżko na którym znajdowała się mała śpiąca kuleczka.



***

Witam się z Wami spod pokaźnej kupy książek z których wiedzę muszę przyswoić w większej bądź mniejszej (lepiej większej) części do maja. Buuuu! Klasa maturalna to złoooooo!!! 
Rozdział trochę przejściowy więc bez szału no ale cóż..... powoli i do przodu. 
Ja spadam do świetnego arkusza z biologi a was zachęcam do komentowania, bądź zapoznani się z innym moimi wypocinami (WATTPAD )
Do napisania,
Mila ;)



piątek, 17 lipca 2015

10.

PIOSENKA

Zayn

   Drobna blondynka zaprzątała moje myśli przez cały pobyt we Francji. Nie mogłem skupić się na tym co się dzieje wokół mnie co oczywiście nie umknęło uwadze nie tylko pozostałym członkom zespołu ale również nieszczęsnej oprawce z managementu. Wszyscy powtarzali, że mam się skupić i dobrze pokazać na gali. Kiedy ja nie mogłem, każda blondynka przypominała mi o niej. Minęło już kilka dni a ona nadal nie zadzwoniła. Właściwie nie wiem co mnie tak urzekło ale w krótkiej chwili zawładnęła całym moim umysłem a każda moja myśl sprowadzała się właśnie do tej dziewczyny.
   -Zayn!-  z zamyślenia wyrwała mnie kobieta o czarnych włosach dla której wieczór był wyjątkowym jako, że została ona prowadzącą całego show. Posłałem uśmiech do kamer który miał na celu udowodnienie że tak naprawdę nie byłem jeszcze chwilę temu mentalnie po drugiej stronie kanału La Mache.
  - Zapytałam Cię czy cieszysz się na nową trasę koncertową? - prezenterka powtórzyła cierpliwie pytanie po czym ukazała rząd białych zębów. Głupie pytanie wszyscy wiemy że tak naprawdę moje prawdziwe zdanie się nie liczy każdy chce usłyszeć że oczywiście jestem nieziemsko podekscytowany i już bym chciał jechać. Jednak jeśli o trasę chodzi to cieszę się na nią, lubię to co robię a koncerty to zdecydowanie najlepsza część całego tego bajzlu. Studio czy jakieś przeklęte gale nie dają nawet 1/4 tej frajdy którą daje występ na żywo.
  -Oczywiście, że się cieszę. Nic nie jest w stanie przebić tego jak dobrze czuję się kiedy śpiewam do tak ogromnej publiki, tej radości w sercu gdy widzę że te wszystkie osoby przyszły tam aby się z nami spotkać i usłyszeć. Kocham to.-  świat właśnie dostał kolejny uśmiech dumy i zadowolenia od kobiety z mikrofonem.
  - Już was nie trzymam. Zapraszam dalej. Haha... Panie i Panowie Harry, Zayn, Louis, Niall i Liam czyli One direction. Dziękujemy chłopaki.
  - Nie to my dziękujemy- odparł grzecznie Liam po czym ruszyliśmy dalej. Wchodząc do wielkiego budynku zostawiłem za sobą chwilowo kamery, piski i gwar co od razu sprawiło że poczułem się o niebo lepiej.
  Nieliczne światła świeciły się w ogromnej auli kiedy kolejne osoby co jakiś czas wkraczały do niej uwalniając się od presji czerwonego dywanu.

Charlie
  -Mogłam zostać w hotelu.- wyszeptałam do mojego towarzysza zaraz po tym kiedy zajęłam miejsce na fotelu obok. Zielone spojrzenie padło na mnie kiedy z poirytowaniem spoglądał na mnie.
  -Nie nie mogłaś. Nie możesz się ukrywać przed światem. - odparł szybko, tonem który wyraźnie nie dopuszczał do siebie żadnego ale.
  -Harry, do jasnej cholery czy ty możesz wreszcie dopuścić do siebie tę myśl, że nie chodzę na tego typu przedsięwzięcia co drugi weekend a spojrzenia dziewczyn którym ciebie niby odebrałam są nie do zniesienia.
  Śmiech rozległ się w połowie mojego słowotoku przez co oczy części gości utkwiły właśnie na naszej dwójce. Zayn delikatnie szturchnął lokowanego, ja natomiast usłyszałam szept Liama który nakazał spokojnie abym uspokoiła mojego faceta dodając przy tym, że wypadłam dobrze jak na pierwszy raz.
  -Uspokój się! - popatrzył na mnie po czym pochylił się aby złożyć  pocałunek na moich ustach. Niedoczekanie. W momencie kiedy chciał dotknąć moich warg odwróciłam twarz przodem do sceny na którą chwilę później weszła para prowadząca całą galę.
  -Co to było?- słowa chłopaka były wypowiedziane tuż przy moim uchu co wywołało przyjemne ciarki na moim ciele czego skutkiem było szybkie wciągnięcie powietrza.
  -Wyśmiałeś mnie.- wyrzuciłam te słowa z siebie razem z powietrzem.
  Złapał moją dłoń pocierając knykcie jak by próbował tym samym wkupić się w moje łaski.
 *
  Gwiazdy świeciły swoim najjaśniejszym światłem kiedy o godzinie 3 w nocy po afterparty wracaliśmy do hotelu. Sukces zespołu w dwóch z trzech nominacjach został oblany oceanem napojów wysokoprocentowych co spowodowało, iż Louis i Niall smacznie spali już w drodze powrotnej.
  -Wstawaj! Lou nie żartuję! Do jasnej cholery!- moja siostra była wyraźnie poirytowana stanem w jakim znajdował się jej narzeczony. Ciągła go za sobą przez ogromny hol, pospieszając tylko.
  -Powodzenia siostrzyczko. - usłyszała ode mnie na odchodne kiedy opuszczałam windę. Obok mnie szedł chłopak w bujnej czuprynie, który przez znaczną część imprezy po imprezie przepraszał mnie za to że mnie wyśmiał z powodu moich fobii związanych z wystąpieniem publicznym.
  -A ty gdzie idziesz? - jego zdziwiony ton sprawił że odwróciłam się w jego stronę marszcząc brwi.
  -Może tak spać- ziewnęłam co było tylko  dowodem na to że już pora aby zanurkować pod pościelą oddalając się z tego świata do krainy Morfeusza.
  -Śpisz u mnie.- oznajmił bez większych ceregieli przeciągając kartą obok czytnika by móc do niego wejść.
  Byłam zaskoczona tym jak mało wypił mój chłopak i jak dobrze się trzyma w odniesieniu do tych kilku kieliszków co jednak nie zmieniło faktu że kiedy zbliżył się do mnie na odległość mniejszą niż 10 cm czuć było że pił. Pokręciłam głową i wkroczyłam do jego chwilowego królestwa. Na mojej tali szybko zostały owinięte jego ręce a ja zostałam przyciągnięta do jego torsu.
  -Harry nie mam w czym spać. - wydukałam.
  -Kto powiedział że będziemy spać.- usłyszałam jego zachrypnięty i nie ukrywam kuszący głos przy prawym uchu.
  -Idiota!- mój śmiech przegonił ciszę panującą w pomieszczeniu.
  *
  Wieża Eiffla wyglądała naprawdę nieziemsko oświetlona z każdej strony w środku nocy. Podziwiałam ją wczoraj i dziś i chyba nie przestanie mnie zachwycać. Nieliczne osoby przechodziły pod balkonem, jakaś para mniej więcej w moim wieku całowała się namiętnie co rusz wyznając sobie miłość...chyba. Nigdy nie uczyłam się tego języka więc nie mam pewności.
  -Nad czym tak dumasz?
  -Nad niczym.
  - Nad niczym?
  -Tak. Chodźmy spać dobrze?- wyszeptałam błagalnym i jednocześnie zmęczonym tonem.
*
  Promienie słoneczne w końcu zwyciężyły i wyrwały mnie z objęć błogiego snu kiedy wskazówka na zegarze wskazywała godzinę 12.24. Zaspana wyciągnęłam rękę w poszukiwaniu chłopaka w którego objęciach spędziłam ostatnią noc jednak jedyne co odnalazłam pustka i zimna przestrzeń. Kiedy wreszcie zmogłam się i przewróciłam na drugi bok zostałam przez chwilę oślepiona przez rażące słońce wpadające do pokoju. 
  Firanka powiewała delikatnie na wietrze a okno balkonowe było delikatnie uchylone. Zwlokłam się z łóżka i podążyłam zaspana w tamtym kierunku. Zielonooki z lekkim uśmiechem wpatrywał się w panoramę miasta, wyraźnie pochłonięty przez swój świat i swoje myśli. 
  - Cześć.- szepnęłam stając obok niego. Obdarzył mnie jednym ze swoich promiennych uśmiechów po czym przyciągnął mnie bliżej siebie.
  - Dzień dobry śpiochu. - przywitał się ze mną wesoło. 
  - Nie! Ja po prostu musiałam odespać... dawno wstałeś? - zapytałam
  - Z godzinę temu. - odparł po czym podarował mi pocałunek w czoło. Uśmiechnęłam się po czym wlepiłam wzrok w krajobraz przede mną.
  -Twój pokój jest gorszy!
  - Co?! - zapytał szybko z nie lada zdziwieniem w głosie.
  - Z mojego widać wieżę Eiffla!- pochwaliłam się z dumą w głosie.
  Naszą rozmowę przerwało ciche pukanie do drzwi by już po chwile zapanowało zamieszanie wprowadzone przez stylistkę która jak to ujęła przyszła uprowadzić Harry'ego aby go ubrać na wywiad. Tak więc ulotniłam się tak jak stałam do swojego pokoju w którym to wzięła szybki prysznic śpiewając przy tym na tyle głośno aby zgłuszyć wodę ale na tyle cicho aby nikt za ścianą nie słyszał tych jęków.
  Cisza i przeraźliwa nuda spowodowały że miałam okazję odespać ubiegłą noc aż z naddatkiem. Miałam też możliwość aby przeanalizować każde słowo które wypowiedziałam i każdy gest lub czyn jaki popełniłam zastanawiając się przy tym czy któryś nie był zbyt zuchwały bądź nie zostanie wykorzystany przeciwko komukolwiek z mojego otoczenia.
  Słońce chyliło się ku zachodowi a ja obserwowałam jak pomarańczowa tarcza znika powoli kiedy to drzwi balkonowe rozchyliły się a w nich stanął nie kto inny jak mój loczek. W ręku trzymał herbacianą różę a na jego twarzy promieniał szczery uśmiech.
  - Cały dzień mnie nie było pora ci to wynagrodzić... - powiedział obejmując mnie i umieszczając wzrok w tym samym punkcie co ja. -... zbieraj się!- powiedział głośno po czym szarpnął mnie w kierunku wejścia do pomieszczenia.
  - Gdzie mam się znowu zbierać? - zapytałam zmieszana otwierając szafę,
  - Niespodzianka! - odparł szybko po czym rozłożył się na moim łóżku.
  - No to skąd ja mam wiedzieć co ubrać? - odparłam z oburzeniem.
  - Ubierz coś ładnego.- tylko do tego się ograniczył po czym zaczął coś klikać na swoim telefonie, spokojnie i bez słowa czekając aż znajdę coś odpowiedniego oraz pokryję swoją twarz lekkim makijażem abym nie czuła się naga idąc gdzieś pomiędzy ludźmi.
  Niebieska spódniczka i czarna bluzka sprawiały wrażenie zestawu w miarę uniwersalnego więc czułam się w miarę spokojnie. Noc zagościła nad Paryżem na dobre kiedy podążałam spokojnie z Harry'm uliczkami, które nadal wprawiały mnie w zachwyt mimo tego, że przemierzałam jej już kilkakrotnie. Loczek sprawiał wrażenie niezwykle obeznanego w mieście.
  Dwadzieścia pięć minut spaceru doprowadziło ich pod centrum Paryskiej kultury jaką jest wieża Eiffla.
  - Zachwyciła cię stąd prawda?
  - Prawda.
  - No to co powiesz na widok stamtąd? - wskazał zadowolony na szczyt budowli. Otworzyłam oczy szczęśliwa i jednocześnie przerażona na mój lęk wysokości.
  - Wow... ale ja się boję tam wjechać. - byłam mu wdzięczna że się tak stara ale wjechać na wysokość około 300 metrów to dla mnie za dużo.
  - Przecież jestem z tobą. -odpowiedział po czym delikatnie musnął moje wargi,
  Krótko potem stałam na szczycie monumentu z szeroko otwartymi oczami. Migocące światełka, poruszające samochodziki, spokojnie płynąca Sekwana wydawały się być tak odległe. Paryż wydawał się zlewać w jedną funkcjonującą jak w zegarku całość. Bez problemu mogłam stwierdzić iż od teraz jest to moje ulubione miejsce na ziemi. Szeroki uśmiech malował się na jego twarzy a zielone tęczówki błyszczały wyrażając takie same zafascynowanie widokiem jaki rozpościerał się przed nami jak moje. Powoli przekręciłam się w jego ramionach aby stanąć przodem i zaczęłam delikatnie muskać jego usta by po chwili przejść do czegoś głębszego. Z uśmiechem na twarzy długo staliśmy przytuleni wlepiając wzrok w to co przed nami.
  - Dziękuję. - wyszeptałam w końcu tak cicho że po chili kiedy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi zaczęłam zastanawiać się czy mnie usłyszał.
  - Hmmm... nie ma za co. - odparł. - Wydaje mi się że tak robią normalne pary.- dodał.
  - Wydaje mi się że mało która para ma możliwość stać i wgapiać się w śpiący Paryż ze szczytu wieży Eiffla. - odpowiedziałam, starając się by zabrzmiało to jak "jesteśmy szczęściarzami".
  - Ale każda para spędza ze sobą czas. - odpowiedział zadowolony. - Dobra zbieramy się! - szybko dodał łapiąc mnie z rękę.
  - Jeszcze chwilę, proszę! - zatrzymałam go.
  - Podobno się bałaś! - odpowiedział zaczepnie na co tylko dźgnęłam go w bok palcem.
  - Mimo to być tu i nie zrobić zdjęcia to grzech. - dodałam i wygrzebałam telefon z torebki. Kilka zdjęć widoku wykonałam dość szybko po czym oczywiście musiałam uwiecznić nasze położenie w selfie. Śmiejąc się ze mnie Harry wszedł do windy i wydał jej polecenie.
  Drzwi rozsunęły się przed nami gdy znaleźliśmy się na drugim piętrze.
  - Jedziemy na sam dół prawda? - zapytałam.
  - Oczywiście że nie, mam pozwolić żebyś była we franci i nie spróbowała tutejszych potraw, a co gorsza głodowała. - odpowiedział jak by to było oczywiste i chwycił mnie za rękę ciągnąc w kierunku wyjścia.
  - Tyle że Haz ceny tutaj muszą być niebotyczne wysokie. - zaczęłam panikować. - Ponadto nie wiem czy ten strój jest wystarczająco elegancki abym tam weszła.
  - Po pierwsze to stać mnie, a po drugie wyglądasz świetnie więc zapraszam do środka.
  Usadowiłam się na niezwykle wygodnym krześle pod samym oknem wlepiając wzrok. Uśmiechnięty od ucha do ucha kelner chwilę później podał nam kartę dań.
  - Wybierz coś dla mnie! Nie znam się na francuskim jedzeniu.- odpowiedziałam oddając menu mojemu towarzyszowi.
  - Może żabie udka w sosie kurkowym. - zaproponował szybko.
  - Coś jadalnego? - odpowiedziałam ironicznie.
  Wracałam pełna w kierunku hotelu rozmawiając z Harrym o wszystkim. Opowiadał mi najśmieszniejsze przygody jakie miał miejsce z fankami, o czasach kiedy zespół dopiero się kształtował a ja natomiast przybliżyłam mu dawną siebie. Bez oporów mówiłam o tym co było przez wypadkiem rodziców i o tym co było po. Była to chyba pierwsza taka chwila w życiu, kiedy mogłam powiedzieć, że wszystko jest naprawdę dobrze. Chwilo trwaj.




***
Jak tam wakacje kochani? Mam szczerą nadzieję, że u was czas leci trochę wolniej niż u mnie i że dobrze się bawicie bo u mnie ani jedno ani drugie ale za to mam czas na pisanie, czytanie i oglądanie filmów. 
Okey na wasze ręce wędruje dziesiątka i cóż mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu ;) Zachęcam do komentowania no i do następnego xD 
Mila ;>

niedziela, 10 maja 2015

9.

Wieża Eiffla skąpana w paryskim słońcu była punktem w który wgapiałam się cały czas kiedy to siedziałam na drewnianej ławce w parku razem z Lou i Eleanor kiedy czekałyśmy aż reszta zrobi sobie zdjęcie z rozkrzyczanymi fankami. W ręku trzymałam kubek parującej kawy z francuskiego Starbucksu którą przyniosła mi El.  Osoby obok mnie co jakiś czas wybuchały śmiechem jednak że nie przywiązywałam zbytniej uwagi do ich dialogu.  Niesamowicie wysoka budowla znajdująca się przede mną całkowicie mnie zaabsorbowała. Paryż był niesamowicie otwartym i ciepłym miastem. Niesamowicie było się obudzić rano wtulona w puszystą biało niebieska pościel  i ujrzeć za oknem błękitne niebo i piękne słońce. Nawet boczne uliczki przez które przechodziliśmy podążając do centrum tętniły życiem. Chciałam się nauczyć języka francuskiego i bywać tu częściej. Żeby Harry mnie tu jeszcze zabrał...
  -Podoba ci się?- z pięknego świata marzeń i zadumy wyrwał mnie mój kędzierzawy chłopak stojący tuż za mną. Kiwnęłam tylko głową nie odrywając wzroku od budowli. Dopiero gdy jego ręce spadły na moje ramiona odwróciłam głowę spoglądając na niego. Jego zielone oczy błyszczały niczym dwie piękne gwiazdy a dołki w policzkach powstałe w wyniku jego szerokiego uśmiechu były wyraźnie zauważalne. Loki niesfornie opadały na czoło przez co jedna dłonią stale je poprawiał. Był perfekcyjny. Spoglądał na mnie ósmy cud świata.
  -Paryż jest piękny. - szeroki uśmiech zagościła na mojej twarzy kiedy znowu wlepiłam wzrok w słynną paryską budowlę, pociągając łyk kawy. Tak to zdecydowanie moje miasto. Londyn jest ładny i ma swój urok ale fakt iż ciągle tam pada a słońce wychodzi od święta jest przygnębiający. Poważnie Londyn miastem depresji, przynajmniej ja tak sądzę.
  Podniosłam się z drewnianej ławeczki i strzepałam z siebie niewidzialny pył który to miał znaleźć się na mojej miętowej spódniczce po tym jak usiadłam na ławce. Z nadzieją iż nie jest to ostatni raz spojrzałam na fascynującą budowlę odwróciłam się i ruszyłam w drogę powrotną do hotelu podczas kiedy bożyszcze nastolatek czyli ta piątka idiotów poszła do jednego z francuskich radiów.
  Brak jakiegokolwiek zajęcia coraz bardziej mi doskwierał. Kolejną godzinę spoglądałam w sufit i tylko na 15 minut udało mi się zasnąć. Internet nie działał więc nie miałam najmniejszej możliwości skontaktowania się ze światem. Długą chwilę spoglądałam na Paryż z balkonu. Wbrew pozorom spokojne miasto tętniło życiem. Turyści przechodzili uliczkami zwartymi grupami, z wyraźnym podziwem dla miasta lub może dla hotelu w którym się zatrzymaliśmy, mieszkańcy przechodzili szybko nie przywiązując do tego większej wagi prawdopodobnie było to spowodowane tym, że jest to po prostu ich codzienność, kilka dziewczyn wyczekiwało pod hotelem prawdopodobnie w oczekiwaniu na chłopaków. W sumie był to zwykły prosty wakacyjny dzień. Dla mieszkańców Paryża codzienność, dla turystów przygoda, dla tych fanek dzień w którym miały by spełnić marzenia a dla mnie.... dla mnie to kolejny dzień kiedy nie jestem pewna tego co robię i tego co się dzieję wokół mnie. Dodatkowo od kilku dni nie miałam przyjaciółki i nie wiem co się dzieje z Alex.
  Pukanie do drzwi zakłóciło moje rozmyślenia na temat mojej drogi życiowej i tego do czego zmierzam pozostawiając po sobie jedynie jeden pewny wniosek że we wrześniu muszę wrócić do szkoły.
  -Proszę.-wykrzyknęłam z drzwi balkonowych.
  W pokoju pojawiła się niewysoka blondynka z wielkim uśmiechem na twarzy.
  -Umm... Charlie chcesz żebym Cie uczesała?- zapytała niepewnie kobieta a moje brwi w tym samym czasie złączyły się w jedną.
  -Ale po co?
  - Musimy się powoli zbierać na wieczorna galę. - odparła jak by to była najbardziej oczywista rzecz na świcie.
  -Nie wiem czy chcę tak dziś iść.-odparłam z wyraźnym wahaniem. Nie wiedziałam czy świat piszczących fanek, fleszy, dziennikarzy i kamer był moim miejscem. To Eleanor zawsze chciała zostać światowej sławy modelka promującą największe marki i chodząca po wybiegach najbardziej znanych projektantów świata. To było jej marzenie, ja zawsze widziałam siebie w laboratorium lub oddziale dziecięcym w szpitalu. No przy najmniej do śmierci rodziców bo potem to już chyba nie.
  -Nie opowiadaj mi tu za 10 minut masz być u mnie w pokoju wyczarujemy ci takie cudo na głowi że Harry'emu szczęka opadnie...- mówiła a raczej skrzeczała udając diwę z pierwszych stron podrzędnych szmatławców która to nie przyjmuje odmowy co szybko wywołało mój śmiech.
  -...i nie przyjmuję żadnego sprzeciwu!- dodała kiedy usiłowałam otworzyć usta aby cokolwiek powiedzieć.
  Opadłam na pobliski fotel w geście poddania się i pokiwałam tylko głową co prawidłowo odczytała jako zgodę na jej postawę  i szybko klasnęła w dłonie odwracając się z wielkim uśmiechem na jej ustach pomalowanych akuratnie na krwisto czerwoną szminkę.
  -203!- krzyknęła jeszcze z za zamykających się już drzwi hotelowego pokoju.
  Zamknęłam twarz w dłoniach oddychając płynnie i głęboko w bałaganie myśli i mieszanych uczuć nad którymi wbrew mojej woli władze przejmował strach. Strach przed reakcją innych ludzi na moją osobę. Fanek, dziennikarzy i reszty ferajny, poczucie że właśnie ładuję się niepotrzebnie z buciorami do tego bałaganu nie dawało mi spokoju od kilku dni. Zebrałam się w sobie po czym ruszyłam w stronę ogromnej szafy której nie zapełniłam nawet w połowie bo było to chyba nie realne. Wyjęłam z niej czarno białą sukienkę którą uważałam za najlepsza wieczorową i reprezentacyjna kreację jaka posiadałam oraz czarne szpilki które nie wyróżniał się niczym szczególnym po za nieziemska wygodą.
  Winda wywiozła mnie na kolejne piętro abym mogła w gąszczu pokoi odszukać drzwi z wcześniej mi podanym numerkiem 203. Nie zajęło mi to dużo czasu jednakże musiałam przemierzyć cały fioletowy korytarz  mijając przy tym niezwykle głośną parę opuszczającą swój apartament.
  Zapukałam w drzwi tak delikatnie jakoby miały się zaraz rozsypać w drobny mak. Szybko usłyszałam pozwolenie na wejście do pomieszczenia i nacisnęłam klamkę. W równie pięknym co mój pokoju siedziała już Eleanor a Lou biegała wokół niej z prostownicą co rusz wpinając kolejną wsuwkę tak że w końcu uzyskała coś na kształt koka. Przypominała mi mamę w tym upięciu i myślę że kiedy ona zobaczy w lustrze swoje odbicie też o niej pomyśli.
  -No to co teraz kolejna. Charlie zapraszam na mój wyjątkowo nieprofesjonalny fotel fryzjerski. - blondyna gestem ręki wskazała na czerwone krzesło. Pozostawiłam sukienkę na łóżku a buty zaraz obok i usiadłam na krześle.
  - To co masz jakiś pomysł jak bym mogła Cie uczesać.
  -Myślę że wszystko w twoich rękach. - wydukałam.
  -To samo usłyszałam 40 minut temu od twojej siostry.- roześmiała się chwytając pasmo moich włosów.
  - Co rodzina to rodziną nie młoda?- wtrąciła się do rozmowy El która akuratnie wyszła z łazienki.
  Kiwnęłam głową puszczając jej oczko. Czułam się źle. Moja siostra była człowiekiem który lgnął do ludzi zresztą ze wzajemnością a ja... zawsze zamykałam się w kręgu znajomych kilku osób z którymi miałam prawdziwy kontakt reszta świata była jak po drugiej stronie przepaści. Bezpiecznej przepaści, bo ludzie ranią w mgnieniu oka wbijają sztylet w serce nawet nieświadomie. Ci bliscy natomiast znają granice wytrzymałości i wiedzą jak wiele jestem w stanie wytrzymać. Dlatego mały mostek na druga stronę przepaści był tak rzadko używany tylko wtedy gdy czegoś potrzebowałam.
  Granatowe paznokcie właścicielki blond loków wybiły mnie z zamyślenia, przypominając że w pokoju wciąż znajdują się dwie inne osoby.
  -Słuchasz mnie w ogóle?
  - Przepraszam. - odparłam szybko wzruszając ramionami.
  - Zapytałam czy wolałabyś rozpuszczone czy jednak całkowicie upięte?- powtórzyła swoje wcześniej zadanie pytanie.
  -Rozpuść.- odpowiedziałam a później skleciłam najbardziej szczery uśmiech na jaki było mnie stać w aktualnej chwili i wróciłam do myślenia. Nie wiem co się ze mną dzieje ale Paryż ma zarówno dobry jaki i zły wpływ na mnie. Skłaniał mnie do zbyt wielu rozmyśleń i na pewno nie byłam sobą. Musiałam się wziąć w garść i przestać tyle myśleć to wyzwalało moje najgorsze strony, słabość której nie chciałam.
  Stylistka  co rusz przechodziła z jednej strony na drugą machając mi prze oczami lokówką, kolejne pasma formowały się w dość pokaźnych rozmiarów spiralki a na moich ustach gościł delikatny uśmiech zadowolenia. Kiedy w końcu odłożyła gorąc sprzęt zaczęła zaplatać coś na mojej głowie co w efekcie okazało się czymś na kształt warkocza albo może nie. Mimo wszystko efekt końcowy był zadowalający.
  Minuty się dłużyły a biedna kobieta o niebieskich oczach chodziła wte i we wte nie mogąc doczekać się na piątkę chłopaków których musiała ubrać na dzisiejsze przyjęcie. Spóźniali się dobre pół godziny i nie było to ani na ich korzyć ani jej. Było mi jej żal widać że przykłada się do swojej pracy z największą precyzją to co im naszykowała współgrało ze sobą idealnie.
  Wróciłam do pokoju przebrać się. Nie było sensu robić tego tak dużo czasu przed wyjściem a kiedy chłopaki wpadli zdyszani prostu z samochodu był tam zbyt wielki gwar abym mogła zmienić ubranie w spokoju. Kiedy biało- czarna sukienka zawisła na moim ciele a moje stopy umiejscowiłam w czarnych czółenkach zjechałam spokojnie do holu. Zajęłam miejsce niedaleko windy bym bez problemu mogła zobaczyć resztę grupy kiedy zapewne w wielkim pośpiechu z tam tond wyjdzie.
  Przyglądałam się ludziom przechodzącym mi przed oczami powtarzając sobie przy tym jak mantrę "Jesteś Charlie do jasnej cholery i dasz radę". To było moje motto na dzisiejszy wieczór którego pomimo wszystko się obmawiałam.
  Czarna limuzyna spowalniana była przez tłum fanek biegających z każdej strony. Pukały do okien, stawały przed maską a przede wszystkim przeraźliwie piszczały.
  Jako ostatnia postawiłam swoją stopę na czerwonym dywanie. Zaraz za mną jej drzwi zostały zamknięte, po czym kierowca nacisnął pedał gazu i odjechał. Harry szybko znalazł się przy mnie obejmując mnie w talii Szłam nie pewne stawiając kroki jak bym miała zaraz się przewrócić i uciec przed tymi wszystkim ludźmi.
  -Nie denerwuj się.- usłyszał cichy szept mojego chłopa. Nie chciałam tam stać wszystkie zdjęcia które zostały zrobione mnie przytłaczały a kolejne pytania Harry'ego o nasz związek zdawały się być niekończące. Byłam w centrum za interesowania, dziesiątki par oczu spoglądały w moją stronę, dokładnie lustrując moją postać i prawdo podobnie już przypinając mi plakietkę z napisem fajne, nie fajna lub ok. To nie mój świat. Wszyscy tu są okrutni a jednocześnie fałszywie mili, traktują cie z szacunkiem by zaraz potem zrównać cie z błotem metr dalej z inną osobą.
  -Harry ja nie dam rady.



8.

  Nie wielkimi literkami podpisałam się u dołu strony w wykropkowanym miejscu.  Nie ukrywam że mimo to iż umowa nie była żadnym dokumentem wiążącym a unieważniona miała zostać zaraz w momencie mojego ewentualnego rozstania z Harry'm czułam się jak bym podpisywała cyrograf z diabłem. Myśli zaprzątały mi jeszcze inne pytania jak: czy jest to uczciwe wobec Harry'ego? i czy moja siostra też podpisała coś podobnego na początku znajomości z Louisem?
  - Do zobaczenia w Paryżu. - z amoku wyrwał mnie pan numer 1 w odpowiedzi skinęłam tylko głową a ci kolejno jeden po drugim opuścili moje małe królestwo zasłaniając po tym drewnianą zasłonę jaką są drewniane drzwi. Opadłam na miękki materac gniotąc przy tym kilkunastu  stronicową umowę. Przez długi czas wpatrywałam się w śnieżnobiały sufit. Nadal nie wiedziałam o co chodzi z wyjazdem do Francji o którym trzej faceci mówili jak o nagrodzie z podpisanie tego dokumentu.
  Dopiero kiedy wstałam zobaczyłam na moim biurku laminowany identyfikator z moim zdjęciem i wszelkimi danym, zaraz obok leżał bilet na samolot. Heh.

*perspektywa Zayna*

  Zaciągnąłem się po raz kolejny dymem papierosowym przemierzając park. Lubiłem to uczucie kiedy dym papierosowy wypełniał moje płuca a sama nikotyna mnie uspokajała. Powtarzałem czynność raz po raz kopiąc w mały szary kamyk o nieregularnych kształtach. Kolejny nudny dzień i mimo tego że wiem że nie powinienem wychodzić bo i tak prędzej czy później mnie rozpozna pomimo pozornie dobrego kamuflażu. No właśnie pozornie w tym świecie wszystko jest pozorne. Biznes a zwłaszcza show biznes jest przepełniony kłamstwem i fałszywością. Mam nadzieje że szefostwo się nie dowie o moim spacerze bo znając ich będą mi o to robili wielkie wyrzuty. Bo znowu zdjęcia i jakieś spekulacje. Sława jest fajna do pewnego czasu. Do momentu kiedy nie musisz uciekać przed tłumem rozszalałych fanek i do chwili kiedy możesz wyjść spokojnie na ulicę. Lubię nasze dziewczyny ale niektóre grubo przesadzają. Może jednak trochę się przeliczyłem myśląc o urokach sławy. Brak prywatności to zdecydowany minus. Dodatkowo wywiera się na nas presję że musimy być wzorem dla fanów. Ale przecież spełniam marzenia,  robię to co kocham...
  Na ostatniej z ustawionych w równym rządku drewnianych ławeczek zobaczyłem drobną skuloną postać. Mimo że wiedziałem że nie powinienem podchodzić do osoby znajdującej się tam nogi same mnie poprowadziły w tamtym kierunku.
  Niepewnie zająłem miejsce obok blondynki, która chyba nawet mnie nie zauważyła.
  -H...hej.- wyjąkałem dość niepewnie bo nadal nie wiedziałem czy dobrym pomysłem było podejście do niej.
  Podniosła na mnie czerwone i popuchnięte od płaczu oczy.W błękitnych niczym niebo tęczówkach nie ujrzałem nic po za strachem i bólem.  Pokręciła głową.
  - Hej. - przywtórzyłem słowo przywitania ponownie.
  - Hej. - tym razem odpowiedziała. Słowo było kruche jednakże długo rozbrzmiewało w mojej głowie dość wyraźnym echem.
  -Wszystko ok? - zapytałem niczym idiota, bo przecież nie płakała by gdyby wszystko było w porządku. Po wyrazie jej twarzy oraz po tym jak popuchnięte były jej oczy wyraźnie mogłem stwierdzić też że nie płakała krótko. Jak mantrę powtarzałam sobie "Malik jesteś głupi".
  - Nie. - zaczęła kręcić histerycznie głową a kolejne łzy cięły jej policzki na nieregularne części. Niepewnie przywarła do mnie i trzymała jak bym zaraz miał się rozpłynąć. Po dłuższym zastanowieniu odwzajemniłem uścisk nieznajomej, delikatnie głaszcząc ja po blond włosach.
  Długo trwaliśmy w uścisku który z moje  strony był dość nie pewny. Kiedy wreszcie odepchnęła mnie od siebie zamknęła oczy i zrobiła głęboki wdech.
  -Przepraszam.- wychrypiała. Pokręciłem jednak głową na znak że nie ma za co a zaraz po tym posłałem w jej kierunku pocieszający uśmiech jednakże nie odpowiedział tym samym.
  - Co się stało? - zapytałem nie do końca spodziewając się odpowiedzi bo przecież nawet ja gdybym nie był gwiazdą światowego formatu nie powiedział bym pierwszej lepszej poznanej osobie w parku co mnie dręczy.
  Telefon za-wibrował w mojej kieszeni na co w momencie podskoczyłem a zajmowanym przez siebie miejscu obok blondynki.
  -Halo. - rzuciłem do słuchawki telefonu.
  -Gdzie ty jesteś? - od razu wiedziałem że Paul znajdujący się po drugiej stronie słuchawki nie był w dobrym i wesołym humorze jaki zwykle miewał. Choć trzeba mu przyznać   że w ostatnim czasie stał się bardziej porywczy i nerwowy.
  -eee...
  - Masz 10 minut, rozumiesz! 10 minut na znalezienie się w twoim domu. Naprawdę aż tak bardzo ci się nudzi że musisz szlajać się po ulicach Londynu.  Masz dom niczym połowa Pałacu Buckingham i nadal nie masz co robić? 
  -Jak myślisz ile można wytrzymać siedząc na okrągło zamkniętym w domu?
  -Nie wiem. Wyjdziesz jutro na lotnisko. Na razie! 
  Sprzęt wylądował z powrotem w kieszeni szarych spodni dresowych jakie aktualnie miałem na sobie a ja wziąłem trzy głębokie wdech aby się uspokoić, zaraz po czym odwróciłem się w stronę blondynki. 
  -Przepraszam ale muszę iść. - wydukałem na co tylko pokiwała głową spoglądając na mnie pustym wzrokiem. 
  - Daj mi twój telefon. - dodałem szybko. 
  - Co? - puste słowa wydostały się z jej ust ale nie czekała na moją odpowiedź tylko wyjęła komórkę z kieszeni.  Na klawiszach wystukałem kolejno cyfry numeru dzięki któremu mogła się ze mną skontaktować po czym oddałem uradzenie właścicielce. 
  -Po prostu zadzwoń.- odpowiedział bezgłośnym "dzięki" za raz po czym odwróciłem się żegnając się z dziewczyną na koniec krótkiej i dziwnej rozmowy? Można to było nazwać rozmową... 

Charlie

  -Co żeś jej dał?! - wykrzyknął mój "tata" wyrzucając ręce w górę. Od kilku minut siedziałam w samolocie i przysłuchiwałam się ich żałosnej wymianie zdań. Nie do końca wiedziałam o co chodzi ponieważ drugą czynnością która skupiała moją uwagę było oglądanie białych obłoków powszechnie znanych jako chmury. 
  - Numer telefonu.- odpowiadał mulat ze stoickim spokojem i na nie koniecznie spokojne pytania Louisa co miałam wrażenie jeszcze bardziej go denerwowało. Za co miałam ochotę mu pogratulować! Albo nie...wyprowadzanie Louisa z równowagi to moja działka. 
  -Czy ciebie do reszty popierdoliło?! - chłopaka mojej siostry która z reszta siedziała obok coraz bardziej ponosiło co irytowało mnie coraz bardziej. 
  Malik nie jest dzieckiem i powinien wiedzieć co robi. Po za tym odpowiada sam za siebie.
  -Nie. - dawno nie widziałam tak złego Louisa.
  - Malik kur*a to nie jest byle co!- znowu krzyczał. 
  -Louis ma racje. Zayn myśl.- dodał Niall. Blondyn kręcił przecząco głową na znak swojej dezaprobaty względem tego co zrobił brunet.
  -Dacie mu spokój. - wtrąciłam się wreszcie w momencie kiedy moja irytacja spowodowana całą ta rozmową  osiągała swoje szczyty. 
  -On nie jest dzieckiem. Niechże robi co chce. Nie sądzicie że to jego sprawa komu daje numer j e g o telefonu?!- stanęłam w obronie Malika pomimo wcześniejszych nieporozumień jakie miały miejsce między mną a nim. 
  Urwałam tym samym całą wcześniejszą gorącą debatę za co po minie szatyna sądziłam że był mi wdzięczny. Jak zawsze kiedy mi się nudziło zaczęłam przywiązywać wagę do drobiazgów znajdujących się w moim otoczeniu, których i tak nie znajdowało się w samolocie wiele bo w pomszczeniu w którym się znajdowaliśmy były tylko fotele, stolik, barek i niewielka lodówka. Mimo tego znalazłam sobie obiekt obserwacji, ale tym razem nie była to rzecz. Były to Nasze splecione dłonie. 
  To zdecydowana nowość dla mnie i dziwnie się czułam kiedy na początku zaraz po zajęciu miejsc Harry ujął moją dłoń i splótł nasze palce razem. Jego duże ręce zdecydowanie zakrywały moją drobną dłoń. Nie przeszkadzało mi to jakaś szczególnie ale nie lubiłam różnicy wzrostu między nami. 


***

  Zaraz po wylądowaniu odsapnęłam z ulgą. Nie bałam się latania ale nie był to mój ulubiony środek przemieszczania się ze względu na mojej wewnętrzne obawy że coś jednak może się stać. 
   Droga do hotelu przebiegła szybko i miło nie ze względu na warunki panujące w luksusowym samochodzie ale temu że jechałam innym samochodem niż Louis i reszta więc miałam święty spokój od słuchania jego paplania na okrągło. 
  Zaraz po otrzymaniu karty która miała pozwolić mi dostać się do mojego apartamentu bez słowa udałam się do windy. Hotel był naprawdę luksusowy wysoki hol i ogromne złote żyrandole robiły wrażenie zaraz po wejściu. Dodatkowo wszystko utrzymane w moich ulubionych barwach czyli w odcieniach brązu. 
  Włożyłam kartę w odpowiednie miejsce a drewniane drzwi wydały charakterystyczny dźwięk na znak iż mogę je popchnąć i wejść do pomieszczenia. Walizka została w przedpokoju kiedy ja udałam się dalej w poszukiwaniu włącznika światła. Po zapaleniu lampy moim oczom ukazała się ogromna drewniana szafa. Wielkie łóżko i szklany stolik a obok niego dwa fotele. Ale największe wrażenie robiło ogromne okno balkonowe dzięki któremu miałam widok na uśpiony Paryż. 
  Wieża Eiffla błyszczała gdzieś w oddali a budynki były podświetlone. Wow.




sobota, 9 maja 2015

7.

 -Co ty ku**a robisz?!- wykrzyknęłam na przyjaciółkę.
  -No nie wiem może usiłuję Cię złapać. Czemu do cholery nie dzwonisz nie piszesz? Dlaczego ja się kurwa muszę dowiedzieć z neta że ty chodzisz z jednym z tych pajaców od Louisa!?  Ile Ci za to płacą może ja też bym się na to załapała? - brunetka krzyczała mi prosto w twarz.
  Ni stąd ni  zowąd moja ręka wylądowała na jej policzku. Skrzywiła się po czym popatrzyła na mnie spojrzeniem złowrogim z nutką pytającego. Kiedy po kilku sekundach dotarło do mnie co zrobiłam, że uderzyłam przyjaciółkę odwróciłam się i powoli ruszyłam wzdłuż chodnika który prowadził do celu którym było aktualne miejsce mojego zamieszkania.
  -Nie płacą mi.- powiedziałam cicho i spokojnie ale tak by Alex bez problemu słyszała każde wypowiedziane słowo.
  - Jestem. Z. Nim. Bo. Go. Bardzo. Lubię. Może. Nawet. Coś. Więcej. - cedziłam wyraźnie wszystkie wyrazy wypływające z moich ust. Niektóre dosadniej aby to do niej dotarło.
  Usłyszałam za sobą donośny śmiech, wiedziałam że jego właścicielką jest panna Collins. Stanęłam w pół kroku, zmarszczyłam brwi po czym odwróciłam się na pięcie.
  -Przepraszam, że zapytam ale co się tak śmieszy?- wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
  - Bo teraz Charlie bawi się w miłości...- kolejna fala śmiechu -...dziewczyno ogarnij się! Nie pier*ol! Naprawdę myślisz że on coś do Ciebie ma? Do ćpunki i alkoholiczki. Do tej co się puszcza żeby jej drinka postawili. Dziewczyno przejrzyj na oczy.-  wyśmiała mnie, wytykając mi je własne błędy.
  - Teraz mówisz o sobie! Brałam tylko raz. Nie jestem alkoholiczką i nigdy nie spalam z nikim dla drinka. Ja to nie ty! Ja nie byłam w ciąży nie wiadomo z kim!- wykrzyczałam jej prosto w twarz jej największy błąd.
  Otworzyła szerzej oczy i uchyliła usta. Stałą w bezruchy długą chwilę po czym spuściła wzrok.
 -Alexi ja...ja nie to miałam na myśli...ja...ja...przepraszam...- nie to było zamiarem moje wypowiedzi. Nie chciałam jej zranić. Byłam jedyną osobą która wiedziała o tej feralne wpadce. Nie powinnam była tego mówić jakkolwiek by mnie  nie zdenerwowała.
  - Nie ja doskonale wiem co miałaś na myśli...- spojrzała na mnie, kręcąc głowa. -...Na razie.- odwrócił się.
  Szybko złapałam z jej nadgarstek, nie mogłam pozwolić aby tak odeszła.
  -Chodź tu.- przyciągnęłam ją do siebie, zamykając w uścisku jedną z nielicznych osób którym ufałam.
  Dziewczyna zaczęła głośno łkać. Przełknęłam wielką gulę w gardle po czym pogłaskałam ją po włosach. Wiedziałam, że płakała z mojej winy a ja sama przegięłam.
  -Przepraszam. - wyszeptałam.
  - Charlie nie powiesz nikomu?... Ja... naprawdę nie jestem z tego dumna...wiesz?- odpowiedziała przez łzy.
  - Wiem. Nikomu.- odsunęłam ja na długość ramion.
  - Alex Collins ogarnij się! Idziemy na piwo!

  Z wielkim staraniem aby zrobić to jak najciszej weszłam do domu. Szybko pozbyłam się butów i ruszyłam w kierunku mojego pokoju. Może trochę jednak przesadziłam. Może powinnam powiedzieć dość po drugim drinku postawionym przesz miłego pana? Może? Swoją drogą pan był bardzo  miły i przystojny. Czarne jak heban włosy idealnie współgrały z ciemną karnacją. Oczy miał  niczym węgiel, no i oczywiście ten zarost. Po garniturze widziałam że nie był on biedny. Początkowo poważny okazał się być prze miłym i wesołym człowiekiem z ogromnym poczuciem humoru. Ideał.
  Skutkiem bycia w związku jedna jest jednak to, iż nie mogę flirtować z pierwszym lepszym poznanym facetem. Cóż jestem wymagająca ale nie do tego stopnia, Harry mi zdecydowanie wystarcza.
  Wślizgnęłam się pod ciepłą puchową kołderkę owleczoną w niebieską poszewkę a głowę ułożyłam na równie przyjemnej  poduszce. Nie minęło wiele czasu  a odpłynęłam.

  Obudził mnie trzask.Szybko skoczyłam na równe nogi co okazało się być błędem ponieważ od razu zakręciło mi się w głowie. Tak, zdecydowanie powinnam podziękować po drugim drinku.
  Wzięłam dwa wdechy i ruszyłam w kierunku drewniane zasłony. Uchyliłam ja delikatnie, chwilę potem stałam już w korytarzu. Miałam przed oczami Justina zwlekającego wielką czarną walizkę w dość stromych schodów.
  - Obudziłem Cie? Przepraszam Char.- wyrzucił z siebie zaraz po tym jak mnie dostrzegł. Co on musiał mieć w tej torbie że musiał się z nią tak siłować?
  -Spoko. - przymrużyłam oczy i patrzyłam jak kontynuował.

  -To pa. Dzięki że mogłem u was pomieszkać. Do następnego Lou.- Kanadyjczyk żegnał  z moim "tatusiem".
  Kiedy już drzwi zamknęły się  za chłopakiem, pomknęłam do swoich czterech ścian pokonując po dwa schody.  Zamknęłam się na świat w moim łóżku i z laptopem w rękach, zafascynowana faktem że chłopcy mają fanki które bardziej interesuje ich życie prywatne niż muzyka.
  Zobaczyłam zdjęcie z wczorajszego wieczoru, kiedy szłam z Alex na piwo nieważne że potem zamieniło się ono na kilka drinków. Zaciekawił mnie podpis:” Charlie na pewno nie jest na prawdę z Harry’m. Ona jest przeczesz lesbijką.” Twitter jest fajny ale tu dowiadujesz się nowych prawd na swój temat. Ciekawie było od kąt szanowny pan Louis „okazał się wspaniałomyślną i cudowną osobą” adoptując mnie. Śmieszne.
  -Gdzie jest twoja córka?! – usłyszałam, z dołu. Usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny. Nie wiedziałam kto to nikt kodo znam nie powiedział by że jestem „córką Louisa”.
  Córka Louisa.
  Hahahahaha… to nawet śmiesznie brzmi. Nie wiem kim jest ta osoba ale na pewno  nasza znajomość nie rozpocznie się dobrze.
  Do mojego królestwa wkroczyła trójka mężczyzn w garniturach. A za nimi Louis i moja siostra. Wstałam z wygodnego łóżka i wyprostowałam się cała spięta. 
  - Nie jestem jego córką. – zaczęłam bez zastanowienia. Nie miałam zamiaru się witać, nie wiedziałam nawet kim są te osoby.
  -Nieważne. Nie jesteśmy tu po to żeby dochodzić kto jest twoim ojcem. – odparł formalnie jeden z „moich gości”.
  -Ważne. Może nie dla Ciebie ale dla mnie tak. BARDZO. WAŻNE. – mocno zaakcentowałam dwa ostatnie wyrazy aby mieć pewność , że to co powiedziałam dotarło do niego.
  -Prosilibyśmy jednak żebyś zwracała się do nas przez Pan. Louis wyjdź proszę, chcielibyśmy porozmawiać z panną Calder na osobności. – niebieskooki opuścił pomieszczenie.
  - Więc słucham Pana.- opadłam na łóżko. Rękom wskazałam obrotowe krzesło przy biurku i dwa fotele przy stoliku.
  Z pośpiechem zajęli miejsca.
  -Więc…wiesz w ogóle z kim rozmawiasz czy nie? – rozpoczął Pan numer jeden.
  - Liczę że Panowie mnie oświecą. – odpowiedziałam dając im do zrozumienia że nie jestem zbyt skora do rozmów.
  - Mam na imię Bob Smith, to jest Sam White a to Andy Johnson. – przedstawił siebie i swoich towarzyszy takim tonem jakby naprawdę myślał że zapamiętam je wszystkie.
  - Jest nikła szansa że zapamiętam wasze imiona więc może powiedzcie mi skąd jesteście? Albo po co tu jesteście? – odparłam znudzona.
  - Jesteśmy przedstawicielami managementu One Direction. –  na moje pytanie odpowiedział Pan numer dwa.
  -Ok. Słucham.
- Powiesz nam.  Co to jest?! – Pan numer trzy wyjął z torby kilka zdjęć.
  Przejrzałam uważnie wszystkie fotografie, na każdej znajdowały się trzy osoby ja, Alex i bogaty pan z baru. 
  - Ku*wa. - to jedyne co byłam w stanie powiedzieć po zobaczeniu obrazków. Nie robiłam na nich nic złego, po za tym że na jednym przytulałam się do ciemnowłosego mężczyzny i na większości miałam w dłoniach szklankę z alkoholem. 
  - Panno Calder, prosił bym aby wyrażała się. Nie ukończyłaś jeszcze 18 lat.- zwrócił mi uwagę Pan numer dwa. 
  -Ok.- oddałam mu fotografię. 
  - Więc...
  -Więc...co?
  - Więc co to jest?
  -Więc to są zdjęcia. Przedstawiające mnie, moją przyjaciółkę i jakiegoś faceta. -  wzruszyłam ramionami.
  - Posłuchaj mnie! Harry nie był za szczególnie skory do rozmów na temat wszej relacji więc ostatecznie się zgodziliśmy ale ty chyba nie znasz do końca granic. - Pan numer trzy ponownie otworzył walizkę z której wyciągnął białą teczkę, a z niej plik kartek.
  - Postanowiliśmy określić granice w umowie. Nie karzemy tego podpisywać na miejscu tu i teraz damy Ci czas do jutra, zapoznaj się z jej warunkami i konsekwencjami. - po za prokuratorem w sondzie nie rozmawiałam jeszcze z tak poważnymi ludźmi.
  -A co jeśli tego nie podpiszę?
  - Powiesz Harry'emu "Żegnaj"


6.

  -Heh.
  Brązowe oczy Justina spoczęły na mnie wprawiając tym samym moją osobę w zakłopotanie.
-Przepraszam. - wypowiedział bezgłośnie.
Zayn biegał dookoła huśtawki na której siedzieliśmy krzycząc, że odrazy wiedział że się ku sobie mamy. 
- Malik matole zamknij się, nie zapominaj że mamy sąsiadów.- powiedział Louis.
Za wszystkimi chłopakami dostrzegłam Eleanor, wydawało mi się że w jej oczach dostrzegłam niepewność.
- Dobra wracamy do środka. Zanim policja tu przyjedzie. - oznajmiłam wstając. Wszyscy jak potulne baranki wykonali moje polecenie. Harry splótł nasze palce w tracie krótkiej drogi do pomieszczenia. Upewniłam się że nikogo nie ma na zewnątrz - co jest podstawą gdy mieszkasz z gwiazdą pop-u w domu zwłaszcza kiedy jest tu reszta zespołu i nasz gość Justin - i zamknęłam drzwi. Usiadłam na kanapie przyglądając się temu co leci w telewizji. Harry siedział u podłoża trzymając mnie za rękę.Głównym tematem ich rozmów byli fani nie wtrącałam się bo mimo że w tym świecie jestem rozpoznawalna nie obchodzi mnie to. Nie czerpie najmniejszych korzyści z tego że Louis jest gwiazdą popu i zarabia krocie. Jedyne co to żyję pod jego dachem. Nic po za tym utrzymuje się z pieniędzy po rodzicach, a w poprzednie wakacje pracowałam w Starbucks'ie. Nic od niego nie chcę, jeszcze tego brakuje żebym mu musiała za cokolwiek być wdzięczna. NIE.
  *
  Obudziły mnie promienie  Londyńskiego słońca. Nie pamiętam jak znalazłam się w moim pokoju. Odwróciłam się usiłując zasnąć jednak nie udało mi się to.
  5.54.
  Widniało na moim zegarze niedaleko łózka. Odsunęłam kołdrę z niechęcią. Zabrałam z szafy wszystkie potrzebne rzeczy i cicho wyszłam z pokoju podążając do łazienki. Szybki prysznic sprawił, że ochłonęłam.Ubrałam na siebie dres. Zostawiając rzeczy w których spałam w koszu na pranie wyszłam z pomieszczenia. Po założeniu trampek otworzyłam drewnianą zasłonę odcinającą nas od fanek i reszty świata.
  Biegłam ulicą obok kolejnych budynków. Większość ludzi jeszcze było pogrążona snem. W trakcie moje wędrówki minęłam tylko jedną osobę. Spojrzała na mnie  jak bym popełniła największą zbrodnie świata.
  Dopiero po minięciu jej uświadomiłam sobie że chodzę z Harrym... dla świata od jakichś trzech dni.
  Zatoczyłam koło wracając do domu z innej strony. Świat powoli budził się do życia. Nie zmienia to faktu że kiedy wróciłam wszyscy spali.  Przekroczyłam próg domu nie starałam się już być tak cicho. Po zdjęciu butów, za mój cel obrałam sobie kuchnie. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej po jednym egzemplarzu każdego owocu jaki się tam znajdował. po czym wrzuciłam je do blendera. Chwilę później ze szklanką musu owocowego zasiadłam w salonie na kanapie z tabletem w ręku.
  Sącząc płyn powoli przeglądałam tumblra, twittera i facebooka. Czytałam najnowsze wiadomości ze świata mody, przejrzałam wszystkie moje ulubione bogi. Dokopałam się również do kilku ciekawych artykułów sprzedających fanką pseudo informacje na mój temat.
  -Hej. -z "lektury" wyrwał mnie chłopak o brązowych oczach.
  - Część.- uśmiechnęłam się do niego, w tym samym czasie przesunęłam się trochę aby zrobić mu miejsce. Nie wahał się tylko szybko zajął je obok mnie.
  - Nie sądziłem że jesteś takim rannym ptaszkiem.- ukazał rząd białych zębów.
  -Bo nie jestem. Czasem zmuszam się żeby wstać rano i iść pobiegać. A dziś sama się obudziłam. -wzruszyłam ramionami.- śpicie jak skały.- oznajmiłam.
  -Co? -  zdziwienie malowało się na jego twarzy.
  - Używałam blendera. Jednego z najgłośniejszych urządzeń jakie są w tym domu a wy się nie obudziliście. - wystawiłam rząd białych zębów.
  - Było późno jak poszliśmy spać...ty jak dziecko usnęłaś szybciutko. - zaczął się śmiać.
  - O przepraszam, że wasze rozmowy są "tak ciekawe". - wywróciłam oczami.
  - Nie sądzę. Jesteś po prostu dzieckiem. - wtrącił się Louis wkraczający do pomieszczenia.
  - Louis to że spędziłam wczoraj wieczór w towarzystwie twojej żałosnej osoby nie sprawiło że cię lubię. - mocno zaakcentowałam ostatnie słowa, po czym zebrałam się szybko i wyszłam z pokoju.
  Louis myśli że po tym co było ubiegłej nocy zmienię stosunek do niego. NIE nie realne jest abym zaczęła go traktować z szacunkiem. Nigdy nie będzie w połowie traktowany tak jak tatuś. Tak z równowagi może mnie wyprowadzić tylko on.
  - Hej, Li co się stało?- usłyszałam za drzwiami głos mojej siostry.
  -Twój chłopak się stał!- wykrzyczałam. Drewniana zasłona powoli wychyliła się a z za nią pokazała się brązowooka dziewczyna.
  -Li, czy ty raz sobie nie możesz odpuścić. - zaczęła spokojnie.
  - Ja?...to on ku*wa zaczął coś pieprzyć o tym że jestem dzieckiem! - zaczęłam krzyczeć. Ona nigdy nie stanęła po mojej stronie zawsze tak było  
Postarajcie się nie kłócić, zwłaszcza ty Char. 
Mogła byś czasem sobie odpuścić. 
  -To bądź mądrzejsza. I odpuść raz zważywszy na tomamy gościa. - powiedziała spokojnym ale dobitnym tonem. - za 5 minut śniadanie.- dodała odwracając się w kierunku wyjścia.
  -Nie jestem głodna.- odparłam.
  -Nie obchodzi mnie to.- podniosła ton.- 5 minut!- krzyknęła kiedy już była z zamkniętymi drzwiami.
  - Ku*wa!
  Położyłam się na łóżku wypuszczając głośno powietrze. Zamknęłam oczy ale nie cieszyłam się tym uczuciem długo bowiem moja siostra dostałaby szalu gdybym nie zeszła na to pieprzone śniadanie. 
  Zeszłam do kuchni i zajęłam miejsce przy stole w towarzystwie reszty domowników i gościa. Po niedługiej chwili przede mną pojawiła się żółta papka zwana również jajecznicą. Ohyda. 
  Co teraz robi Harry? przeszło mi przez myśl kiedy zaczęłam mieszać widelcem w jedzeniu które od moich zabiegów wyglądało jeszcze gorzej niż po podaniu. 
Może też je śniadanie, albo jeszcze śpi. Miałam ochotę do niego zadzwonić ale nie mogłam odejść od stołu. Wzięłam łyk herbaty z cytryną  bo było to na stole jedyne co nie stawało mi w gardle. Smakowała tak samo jak ta co robiła mama. Śniadanie zawsze o 7.45. Nigdy tego nie zapomnę,potem tata zawoził mnie do szkoły a sam jechał do pracy. Tak było codziennie nie jedliśmy razem obiadu ani kolacji ale zawsze śniadanie. To była podstawa. Bez tego nie mogłam iść do szkoły a rodzice do pracy. Wtedy wydawało mi się to niedorzeczne że nawet w weekend musiałam wstać o tej porze aby zjeść śniadanie bo oni szli z domu. Myślałam, że mogłabym zjeść je później sama ale nie. Teraz za tym tęsknię...
  - Li wszystko ok? - słowa Justina wyrwały mnie z zamyślenia odruchowo pokiwałam głową.- to dlaczego płaczesz? 
  - Nie pł...- zaczęłam ale potem dotknęłam policzka i faktycznie dostrzegłam że jestem cała zapłakana. Otrząsnęłam się z amoku po czym przycisnęłam do ust kubek z herbatą i wypiłam duszkiem. Wstałam od stołu zostawiając nietkniętą jajecznicę. 
  - Jest ok. Dziękuję.- posłałam reszcie pusty uśmiech. 
  - Li...- zaczął Louis, odwróciłam się w jego kierunku i zmarszczyłam czoło.- zostajesz sam w domu.- pokiwałam głową. - Ja mam audycję w radiu, Jus wywiad, a El idzie na zakupy.- jeszcze raz pokiwałam głową i skierowałam się bez słowa w kierunku wyjścia. 
 *
  Po tym jak zostałam sama oglądałam przez chwilę tv jednak nie było nic co było warte mojej uwagi postanowiłam wyjść z domu i gdzieś się przejść. 
  Do:Harry 
        Co porabiasz?
  Od:Harry
        Myślę o Tobie ;*
  Analizowałam jego wiadomość idąc po prostu przed siebie. Nie wiedziałam gdzie iść, nie miałam jakiegoś konkretnego celu mojej przechadzki. Skręciłam w inną ulicę, moim oczom ukazał się wysoki chłopak  z burzą loków na głowie. Automatycznie kąciki moich ust powędrowały ku górze.
  - Cześć piękna. - podeszłam do niego. Przyciągnął mnie mocno go klatki piersiowej sprawiając, że dokładnie słyszałam każde z uderzeń jego serca. Z trudem odsunęłam go od siebie i popatrzyłam mu prosto w oczy. Pokręciłam przecząco głową.
  -Myślałam że się ukrywamy.- oznajmiłam.
  - Nie zależy mi. Po za tym cały świat myśli że jesteśmy razem. - uśmiechnął się do mnie.- To też powiedziałem dziś w radiu.- oznajmił  bez ogródek.
  -Co? Powiedziałeś o nas w radiu...Harry Paul cie zabije!- wyrzuciłam ręce do góry. -przecież powiedzieliśmy że nic nas nie łączy. Harry zwariowałeś!..po za tym co z fankami? Możecie stracić przez to fanów! To się przecież odbije na całym zespole. - zaczęłam histeryzować ale nie chciałam aby miał przez moją osobę jakiekolwiek problemy. Chwycił mnie za przedramię i zmusił abym utonęła  w jego zielonych oczach.
  -Li, Paul mnie nie zabije, prędzej czy później przyjmie to do wiadomości. Fani...prawdziwi fani pozostaną na zawsze. Bez względu na to czy mam dziewczynę czy nie.- był opanowany i spokojny.
  -Wsiadaj.- otworzył drzwi od strony pasażera. Rozsiadłam się w wygodnym fotelu i głęboko nabrałam powietrza które tak bardzo było przesiąknięte jego osobą.
  -Jedziemy do mnie. - wyrwał mnie z zamyślenia. Pokiwałam głową aby był pewny że się zgadzam. Uśmiechnęłam się nigdy jeszcze nie byłam u niego w domu. Odpalił samochód i gdy miał wcisnąć pedał gazu oboje usłyszeliśmy czyjś piskliwy głos.
  -HARRYYYYYYYYYYYY! Zaczekaj!- odwróciłam głowę w kierunku jego okna które odsunął.
  -Ja...ja...zrobisz sobie ze mną zdjęcie? - wydusiła z siebie. Chyba do końca nie wierzyła że stoi przed Harrym we własnej osobie.
  - Jestem z dziewczyną, nie dziś.- odparł. Trąciłam go ręką.
  -Harry. To twoja fanka. - skarciłam go. - daj aparat zrobię wam zdjęcie.- Blondynka ucieszyła się i podała telefon. Szybko wykonałam kilka zdjęć aby miała pamiątkę po spotkaniu z chłopakiem i oddałam sprzęt.
  -Dziękuję Ci, jesteś inna niż myślałam. - posłałam jej ciepły uśmiech i puściłam oczko. Kiedy dziewczyna odeszła ruszyliśmy w drogę.
*
  Powiesiłam zdjęcie  obok pozostałych. Zacisnęłam mocno pięć. Zabiję ją! To było jedyne o czym teraz mogłam myśleć chciałam się jej za wszelką cenę pozbyć. Nienawidzę jej. Wzięłam do ręki szklankę z wodą opróżniłam ją patrząc w okno. Wróciłam wzrokiem do zdjęć. Złość powróciła. Z całej siły cisnęłam szkłem w ścianę, ta zaś rozsypało się na milion drobnych kawałeczków jak moje serce gdy widziałam te zdjęcia.
ZAPŁACI MI ZA TO!
*

  Dom Harr'ego był luksusowy. Ogród obsadzony kwiatami, a za domem basen.
  Otworzył drzwi do jego czterech ścian i gestem ręki zaprosił mnie do środka.
  -Witam w moim królestwie.- ukazał rząd białych zębów. Szybko zmniejszyłam odległość między nami i pocałowałam go. Odwzajemnił pocałunek sprawiając że zatraciłam się w tym. Mogła bym trwać tak wiecznie, mimo wszystko nie było to możliwe bo natura ludzka wymaga oddychania.
  -Jesteś głodna?- uniósł brwi do góry. Pokiwałam głową. Nie wiedziałam która godzina, ale na pewno było popołudniu.- no to chodź.- chwycił mnie za rękę i poprowadził w kierunku wszechstronnej kuchni. Przygryzłam wargę i zajęłam zafascynowana miejsce przy wysepce.
  -Gotujesz? - zapytałam z niedowierzaniem.
  -Mhm.- ucałował mnie w policzek. - Siedź sobie tu i oglądaj jak mistrz kuchni przygotowuje najlepsze spaghetti na świecie. - zachichotałam.
  -Jakiś ty skromny.- oznajmiłam.
  Przyglądałam się z szerokim uśmiechem jak chłopak biega po kuchni w białym fartuchu co rusz dokazując jak w typowych programach kulinarnych. Wyglądał przeuroczo i co najlepsze był cały mój.  
  -Proszę bardzo- ujrzałam przed sobą talerz makaronu oblany sosem. Usiadł na przeciwko mnie i skinął na znak abym spróbowała pierwsza. Posłałam mu ciepły uśmiech i zabrałam się do konsumowania tego co miałam przed sobą.
  -Naprawdę umiesz gotować. - powiedziałam w trakcie jedzenia.
  -Zależy dla kogo.- odparł. Zgarnął trochę sosu z boku talerza na palec i dotknął nim czubka mojego nosa. Skrzywiłam się.
  -Co to miało być?!-  szturchnęłam go. Ukazał rząd białych zębów a chwile potem oboje wróciliśmy do jedzenia.
  Po skończonym posiłku zabrałam brudne przedmioty i umieściłam je w zmywarce. Patrzył na mnie pytającym wzrokiem jakbym robiła najdziwniejszą rzecz na świecie. Wzruszyłam ramionami i gdy już skończyłam przytuliłam się do jego pleców obejmując go w pasie. Trwaliśmy tak do czasu kiedy mój telefon nie zabrzęczał na znak przychodzącej wiadomości.
  Od:Louis 
        Gdzie jesteś?
  Do: Louis
        Jeśli musisz wiedzieć...u Harr'ego.  
  -Oglądamy film?- zarzucił chłopak.
  -Mhm.- wyszłam z kuchni rozejrzałam się po mieszkaniu nie wiedziałam gdzie mieści się pomieszczenie zwane salonem.
  -Na górze.- szepnął. Wiedział że byłam tu po raz pierwszy i że nie miałam pojęcia do kąt mam się udać. Ruszyłam w kierunku schodów. Zaraz kiedy znalazłam na szczycie schodów moim oczom ukazał się ogromny pokój.
  -Ty tu mieszkasz sam?- zamrugałam z niedowierzaniem.
  -Tak.- odpowiedział szybko.
  -Po cholerę ci taki dom?- zadałam kolejne pytanie.
  -Dom jest zwyczaj po to aby w nim mieszkać...co oglądamy?...co powiesz na "Dom w głębi lasu"- podniósł brew do góry. Pokręciłam głową i podeszłam do półki z płytami. Przejechałam palcami po przedmiotach po czym wyciągam jedną i podałam loczkowi.
  -"Trzy metry nad niebem"- przewrócił oczami i włączył sprzęt.
  Film zaczynał się a on jeszcze zdążył podejść i zasunąć zasłony okna alby w pokoju zapanowała ciemność. Usiadł obok mnie bez słowa ułożyłam głowę na jego kolanach. Czułam że cała się rozpływam kiedy kreślił kółka po wewnętrznej stronie mojej dłoni.
  Film obejrzeliśmy w skupieniu i bez słów. Od czasu do czasu chłopak składał pocałunki na moim policzku. Powodując tym samym to iż zapominałam o reszcie świata.
  -Muszę wracać do domu.- wstałam.
  -Już.- zrobił minę smutnego psa która w jego wykonaniu wyglądała komicznie.
  -Mhm przykro mi.- udałam się w kierunku drzwi frontowych.
  -Zaczekaj odwiozę cię.
  -Nie, chcę się przejść.
  -Nie pozwolę Ci iść. Coś ci się może stać.
  -Harry mamy środek dnia.- pokręcił niechętnie głową.
  -Pa. - ucałowałam go w policzek.
  -Charlie.- złapał mnie za nadgarstek gdy chciałam przekroczyć próg. Splótł nasze palce, drugą ręka uniósł mój podbródek do góry i złączył nasze usta w pocałunku. Reszta świata nie istniała w tym momencie, zatraciłam się w tym całkowicie. Zapomniałam jak się się nazywam i o wszystkich detalach.
  -Pa, piękna. - wydobyło się z jego ust na pożegnanie.
  Podążałam ulicą w kierunku mojego domu. Uśmiechałam się pod nosem analizując jeszcze raz każdą sekundę spędzoną dziś z Harry'm. Nagle poczułam ból...