poniedziałek, 19 października 2015

11.

  Wszystko co dobre jest niezwykle ulotne a krótkie oderwanie od przytłaczającej rzeczywistości sprawia że realia przytłaczają jeszcze bardziej. Tak też się stało w moim przypadku, wróciłam do domu, wysłuchałam kolejnych pretensji Alex, która to twierdziła, że popełniam największy z możliwych błędów spotykając się z Harrym i paniki na temat tego, iż za niedługo będę taka sama jak oni. Mimo chwilowych zwątpień nadal jednak chciałam być z Harrym, tak też było i zdecydowanie byłam szczęśliwa.
  Miesiąc później trafiłam znów do szkoły. Prywatne liceum w centrum miasta za które płacił Louis było jednym z najgorszych miejsc do jakich mogłam zostać wrzucona. Nauczyciele na każdym kroku potrafili podkreślić, że moje oceny są poniżej normy a jestem tam tylko dlatego, że wspaniały pan Tomlinson pokrywa nie małe koszty mojej edukacji.
  Deszcz padał nieprzerwanie od tygodnia a ja wyjątkowo wracałam autobusem ze szkoły. Kopałam w liście leżące na chodniku, brudząc przy tym swoje buty ale jakoś nie bardzo się tym przejmowałam. W domu zastałam koszmarny zgiełk, moja siostra biegała z góry na dół zbierając wszystkie potrzebne jej rzeczy a Louis tylko ją zapewniał, że w razie czego mogą coś dokupić na lotnisku czy już na miejscu. Przywitałam się cicho zdałam dwudaniową relację jak było w szkole po czym udałam się szybko do mojego pokoju. Kilka łez spłynęło po moich policzkach, ale szybko je otarłam by zaraz potem wyjątkowo jak na mnie otworzyć zeszyty z zamiarem zrobienia zadań domowych. Prawdopodobnie była to ostatnia czynność jaką w normalny dzień jaką zaczęła bym robić. Jednak jutrzejszy wyjazd Harry'ego i zespołu do stanów nie czyni tego dnia wesołym. Pierwsza część trasy zaczyna się właśnie tam a ja muszę przeżyć bez niego około 3 miesięce. Kędzierzawy zabiegał o to żebym ja też mogła pojechać mimo to nie zgodził się nie tylko Louis ale i zarząd zespołu.
  Czynność przerwałam dopiero wtedy gdy do moich uszu dotarł cichy dźwięk otwieranych drzwi. W progu stanął nie kto inny jak lekko przygaszony lokowany chłopak o zielonych oczach, który w ostatnim czasie dbał o mnie jak o swój własny skarb.
  - Hej. - wychrypiał cicho na przywitanie.
  - Cześć. - odpowiedziałam mu pospiesznie po czym podeszłam do niego aby się do niego przytulić.
  - Zbieraj się. - oświadczył puszczając mnie i posyłając mi swój zachęcający uśmiech. Wyłożył się na łóżku.
  - Gdzie idziemy?- zapytałam.
  - Oczywiście Char że ci nie powiem. - odparł udając oficjalny ton.
  Sala kinowa zdążyła opustoszeć za nim my dwoje zebraliśmy się do wyjścia. Komedia romantyczna która nie podobała mi się w ogóle ostatecznie sprawiła, iż zapomniałam o fakcie jakim było to że lokowanego chłopaka nie będzie ze mną przez kolejne trzy miesiące które ma spędzić za oceanem. Nie pierwszy raz zostaję sama w domu, jednak pierwszy raz na tak długo ponieważ Eleanor zwykle nie wyjeżdżała na aż tak długi okres.
  Zwykle droga z kina do domu trwa około dwudziestu minut, nie przypuszczałam, iż może ona zająć godzinę a i tak nie skończyłam w swoim domu ale u Harry'ego.  Zaraz po przekroczeniu progu mieszkania, uderzyła mnie pustka i cisza jaka tam panowała. Nie chciałam żeby jechał, nie byłam pewna czy uda mi się tam polecieć a jeśli nie, oznaczało to trzy miesiące rozłąki.
  Cisza zawisła w powietrzu kiedy oboje wpatrywaliśmy się w śnieżno biały sufit.
  - Nie leć. - poderwałam się z miejsca jakie zajmowałam, szybko siadając naprzeciwko mojego zielonookiego towarzysza i spoglądając mu prosto w oczy. Smutny uśmiech wkradł się na jego usta by dopiero po chwili odpowiedzieć.
  - Wiesz że muszę? - kolejna chwila ciszy wkradła się do naszej rozmowy by po chwili chłopak obdarzył mnie mocnym uściskiem. Malinowe usta przywarły do moich w gwałtownym pocałunku który zdawał się nie mieć końca. Moje dłonie powędrowały mimowolnie w kierunku, paska jego spodni ale gdy tylko złapałam za jego sprzączkę duże dłonie spoczęły na moich. Przerwał pocałunek i splótł palce w naszych dłoniach. Czułam jak rumieniec wypływa na moją twarz dlatego też spuściłam wzrok w dół i przysiadłam na nogach. Zielonooki usiadł w ten sam sposób co ja, cały czas lustrując mnie wzrokiem.
  -Przepraszam. - wykrztusiłam w końcu, najciszej jak to tylko możliwe, wlepiając wzrok w błękitną pościel. Przez chwilę zapanowała między nami głucha cisza, podczas kiedy nie wiedziałam co mam powiedzieć bądź zrobić. Lokowany wyciągnął jedną dłoń z uścisku by złapać mnie za podbródek i podnieść moją głowę i skierować mój wzrok w jego kierunku. Uśmiechnął się przelotnie.
  - Zostawmy sobie na czas po powrocie... przepraszam Charlie, ja po prostu nie chcę się tak żegnać. - wychrypiał cicho i złożył pocałunek na moim czole.
  - Chyba powinnam się zbierać. - zerwałam się szybko z zajmowanego miejsca i ruszyłam w kierunku drzwi. Coś jednak zatrzymało mnie zanim przebyłam choćby połowę drogi do drzwi.
  - Nie tak prędko. - wyszeptał. - Nie myślisz chyba, że gdziekolwiek pójdziesz biorąc pod uwagę że jutro wylatuję. -  dodał i pociągnął znów w kierunku wielkiego łóżka, które zajmowaliśmy wcześniej.
  Ciemność panowała w pokoju, kiedy oboje leżeliśmy próbując zasnąć. Ostatni chwile spędzone rzazem, wydawały się uciekać przez palce jak piasek. Nasze oddechy mieszały się ze sobą tworząc pozornie spokojną atmosferę.
  - Właściwie to mam do ciebie jeszcze prośbę... - powiedział lekko sennym głosem.
  - Pani Blake będzie tu doglądać wszystkiego, ale mimo wszystko chciałbym abyś ty też odwiedzała to miejsce raz za czas... - wytłumaczył.
  - Obiecuję, że będę. - odpowiedziałam szybko kiwając głową. Chwilę później zapanowała już cisza a ja wsłuchiwałam się w miarowe oddechy chłopaka, który kurczowo trzymał mnie w swoich ramionach.
  Głośny dźwięk telefonu rozbrzmiał w pomieszczeniu wyrywając nas z krainy morfeusza. Duża dłoń Harry'ego szybko spoczęła na urządzeniu i mimochodem wylądowała na zielnej słuchawce. Głośny krzyk jaki z niej dobiegł podniósł nas obije do pionu.
  - Gdzie do cholery jest Charlie?! - Louis krzyczał.
  - Dlaczego krzyczysz? - zapytał lokowany spokojnie, spoglądając na mnie z pytającą miną.
  - No gdzie ona jest?! - odpowiedział dwudziestotrzylatek, wyjątkowo stanowczym tonem.
  - Jezu Lou nie krzycz że tak, siedzi obok mnie.- wydukał lokowany.
  - Dlaczego nie wróciła na noc?- wyrzucił z siebie wyjątkowo oskarżycielskim tonem. Cisza jaka zapanowała na linii była krotka ale zdążyliśmy z Harrym wymienić spojrzenia. Przerwała ją nasz głośny śmiech. Zabrałam aparat z dłoni chłopaka i napełniłam płuca dużą dawką tlenu.
  - Louis czy ty mógłbyś się uspokoić? - zapytałam. - bo powili zaczyna mi działać na nerwy twoja nadopiekuńczość. - dodałam szybko.
  - Nieważne, nie zgadzam się abyś u niego nocowała. - wyobraziłam sobie ton głosu mojego prawdziwego taty i aż zachciało mi się śmiać. Ojciec był zawsze przewrażliwiony na moim puncie ale zdecydowanie było to misze uczucie aniżeli, zachowanie Tomlinsona.
  - Bo? - odparłam znudzona.
  - Bo jesteście ze sobą za krótko, żeby ze sobą sypiać! Ufałem ci Styles. - wydukał a my jak na zawołanie wybuchliśmy śmiechem.
  - O co wam chodzi? - odpowiedział wyraźnie zdezorientowany.
  - Boże chłopie, naprawdę myślisz, że zaciągnąłem ją do łóżka przy pierwszej lepszej okazji? -zakpił zielonooki. - Jeśli tak, to okey teraz wyjaśniam, uwaga, uwaga otóż nie. Znamy się już tyle czasu, nie wiesz że najlepsze zostawiam na koniec. - nonszalancka odpowiedź Harry'ego sprawiła iż od jego głowy odbiła się biała poduszka.
  - Na koniec to znaczy, po ślubie? - zapytałam siląc się na powagę. Uśmiech zszedł z jego ust a strach zawitał do jego oczu.
  - Eeeee.... no tak Char do ślubu. - odpowiedział, niepewnie.
  - Boże, głupi jesteś. - zaczęłam się śmiać i obdarowałam go krótkim pocałunkiem w policzek.
  - Dobra Louis, mam nadzieję że już przestałeś panikować. Widzimy się za półtorej godziny. - loczek zakończył, rozmowę i całą uwagę przeniósł na mnie.
  - Głodna? - zapytał z entuzjazmem.
  - Zdecydowanie tak! - odparłam, podnosząc się z zajmowanego miejsca.
  Słodki zapach naleśników i kawy roznosił się po całej kuchni, kiedy my konsumowaliśmy posiłek w pełni przygotowany przez chłopaka, który nawet na chwilę nie pozwolił podejść do kuchni.
  - Styles! - podniosłam się z nad talerza - ty umiesz gotować! - powiedziałam z pełną powagą, po czym wkładam sobie do buzi kolejną porcję waniliowej pyszności do ust.
  - No widzisz. Mogę zostać twoim kucharzem. - wydukał z dumą i pełnymi ustami.
  - Żeby być moim kucharzem musiałbyś tutaj być. - powiedziałam by dopiero po chwili dotarło do mnie to co właśnie powiedziałam i to że za nie długo chłopaka już nie będzie.
  Zmywanie naczyń niestety spadło już na mnie. Podczas kiedy loczek poszedł ubrać się na podróż ja posprzątałam cały bałagan jaki spowodowało przyrządzanie posiłku.
  Durze ręce oplotły mnie w pasie a tors chłopaka przywarł do moich pleców zamykając całkowitą przestrzeń pomiędzy nami.
  - Nie martw się. Będziemy w kontakcie. Na przełomie października i listopada masz przerwę w szkole, przylecisz. Zobaczysz że ten czas szybko przeleci. - próbował mnie pocieszyć ale bez przekonania. Mimo to pokiwałam głową na znak przyjęci słów do siebie  i odwróciłam się stając przodem do niego. Nie wiele się zastanawiając przywarłam wargami do jego ust chcąc przekonać siebie iż ten czas wcale nie będzie się tak ciągnął.
  Wielkie okno przede mną otwierało widok na panoramę miasta i pasy startowe.
  - To co Char.... na razie. - wydukał Louis, obejmując mnie na pożegnanie. Eleanor wycałowała mnie i wytłumaczyła wszelkie zasady postępowania w czasie ich nieobecności. Zayn pożegnał się ze mną wyjątkowo wylewnie jak na niego. Po zaproszeniach do Stanów ze strony Liama i Nialla przyszła kolej na ostatnie pożegnanie z Harry'm.
  - No cóż.... do zobaczenia Styles. - wydukałam cicho. Zielone oczy zlustrowały mnie by chłopak mógł zamknąć jakąkolwiek przestrzeń pomiędzy nami w pożegnalnym pocałunku. Próbowałam zapamiętać każdy szczegół. Odsunął się dopiero wtedy, kiedy oboje poczuliśmy potrzebę napełnienia płuc powietrzem.
  - A jeszcze jedno... ktoś czeka na ciebie w domu. - powiedział a na jego twarzy zagościł uśmiech.
  - Kto? - zapytałam zdziwiona.
  - Przekonasz się. Spokojnie to nic strasznego. - dodał zadowolony.
  - Dobra Char... muszę iść. - dodał, i ucałował mnie delikatnie w czoło.
  - Do widzenia.
  - Do zobaczenia.
  I już go nie było. Zniknął za wielkimi drzwiami, a ja zostałam w Londynie sama. Jedna łza potoczyła się po moim policzku ale szybko ją starłam, powtarzając sobie iż przecież chłopak wróci.
  Na lotnisku zostałam do czasu aż nie zobaczyłam jak biała maszyna wzbija się w górę, zabierając tym samym chłopaków za ocean.
  Głucha cisza panowała w domu kiedy przekroczyłam jego próg, po zahaczeniu o przystanek jakim byłą kuchnia podążyłam do punktu docelowego jakim był mój pokój. Kiedy otworzyłam drzwi moim oczom ukazało się łóżko na którym znajdowała się mała śpiąca kuleczka.



***

Witam się z Wami spod pokaźnej kupy książek z których wiedzę muszę przyswoić w większej bądź mniejszej (lepiej większej) części do maja. Buuuu! Klasa maturalna to złoooooo!!! 
Rozdział trochę przejściowy więc bez szału no ale cóż..... powoli i do przodu. 
Ja spadam do świetnego arkusza z biologi a was zachęcam do komentowania, bądź zapoznani się z innym moimi wypocinami (WATTPAD )
Do napisania,
Mila ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz